poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Od Wizji C.D. Dark Day'a

Po Poprzednim dniu z nim .. byłam taka nie ja .. 
Jakaś zamyślona co chwile spałam kilka godzin.
Rankiem poszłam paść się na wzgórze ... Byłam tam morze z dwadzieścia minut .. Wtedy przyszedł Dark Dey nie wiem przywołałam go myślami usmiechnęłam się na widok Ogiera 
-Humorek -dopisuje -zaśmiał się .. 
-Tak nawet bardzo -stuknęłam go łbem w szyje 
-Goń mnie .. !!

<Dark Dey>

Od Dark Day'a C.D. Wizji


- Przykro mi. - powiedziałem patrząc na nią.
- A ty jakiej jsteś rasy? - spytała.
- Arabian horse, koń arabski. - odparłem.
Szliśmy przed siebie. Myślałem przez cały czas o Wizji. Była cudowna. Chcąc nie chcąc się zakochałem. 
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała zdziwiona klacz.
- Jesteś piękna. - wypaliłem. - Cudna. Ładniejszej klaczy nie widziałem nigdy.
Na te słowa Wizja zarumieniła się. Uśmiechnąłem się do niej. 
- Chcesz wracać? Robi się późno. - zauważyłem.
- Okej. - pokiwała głową.
Odprowadziłem ją, a później poszedłem do siebie. Oczywiście dalej o niej myślałem i nie mogłem przestać. Gdy zasnąłem, śniła mi się tylko i wyłącznie Wizja.
~Następnego dnia~
Wstałem późno i pobiegłem do Wizji, którą zobaczyłem na wzgórzu.
- Cześć. - uśmiechnąłem się.
<Wizja?>

sobota, 19 kwietnia 2014

Informacje II

1.
Cóż, mało nas piszących. Od dłuższego czasu nikt no,niemal nikt nie wysyła opowiadań. Chyba taki blog polega na wysyłaniu postów i dodawaniu ich na bloga...
Jeżeli macie zamiar już nie pisać i odejść, napiszcie, bo nie ma sensu tego dłużej ciągnąć, skoro nikt nie jest zainteresowany.

2.  
Depresja odeszła zarówno z howrse, jak i z blogosfery. Nie będzie dłużej pisała, przez co teraz ja będę Alphą.
Aktualnie będzie wolne miejsce Bethy, ale nie do zajęcia, niedługo zostanie zorganizowany konkurs. Prawdopodobnie będą do zajęcia również stanowiska przywódcze w danym zawodzie.

3.
Wybraliście w ankiecie playlistę. Już niedługo się ona pojawi. Jeżeli macie jakieś ciekawe utwory-zapraszam w komentarze lub na pw.
Co do nowego wyglądu, myślę. Macie pomysł na ciekawą kolorystykę?

Krótko coś. Możliwe, że co dopiszę.

Od Ulisses'a C.D. Bliss

- A o czym tak gadacie? - zapytałem
- O niczym - odpowiedziała Bliss
- O czym? - powtórzyłem pytanie.
- O niczym. - powiedziała klacz. Zacząłem ją wnerwiać ciągłymi pytaniami - jak źrebak. - fuknęła.
- Wiem... - zaśmiałem się. Od dalszej rozmowy z Winter Wind uratowało mnie zadanie od niej samej. Brzmiało ono tak "Idź z tond!". Czasami zachowuję się jak głupek. No cóż, taką mam naturę. Po chwili usłyszałem wołanie.
- Co? - krzyknąłem w tamtą stronę.
- Chodź!
<Bliss?>

Od Ulisess'a C.D Memphis


- Szybko biegasz - mruknąłem
- Wiem... No to skoro jesteśmy w zatoce, to pobiegniemy do reszty stada.
- Nie męczysz się szybko co? - zapytałem i pogalopowałem jako pierwszy. Po chwili obok mnie znalazła się Memphis, powoli zaczęła mnie wyprzedzać. Przyspieszyłem i cudem znalazłem się przed nią. Gdy dotarliśmy na miejsce klacz szarpnęła łbem i powiedziała
- Ty też jesteś dość szybki, jak na ciebie.
- Wiem... Jestem dość wolny. Ale to czasem.

<Memphis? Sorry, że tak długo...>

wtorek, 15 kwietnia 2014

Od Wizji C.D. Dark Dey'a

Kiedy Ogier wpił mi kwiat w grzywę poczułam się dziwnie i tak za razem wyjątkowo najlepsze było to, że wiedziałam już, dla kogo chyba moje życie zacznie nabierać coraz większego sensu.
-Dziękuje -powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Patrzyliśmy chwile słońce całkiem zaszło. Ciemna noc i moje ciemne ubarwienie...Tylko plamka na czole i piękny kwiat pozwalały dojrzeć mnie w tej ciemności...
Ruszyliśmy Dark szedł obok mnie.
 -Wiesz polubiłam cię.
-Ja też.
-Cieszę się, że cię spotkałam.
-Jakiej jesteś rasy?-spytał. -Szczerze to pewnie jakąś mieszanka...coś z Mustanga jest ze mnie,
ale mustangiem nie jestem, nie znałam zbytnio ojca ani matki.. -powiedziałam.

<Dark Dey>

Cassandra!

http://encyklopedia-konna.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/751985/files/blog_wi_4855243_7476805_tr_zzzzzkary.jpg
Zwiadowczyni

wtorek, 8 kwietnia 2014

Od Dark Day'a C.D Wizji

Spojrzałem na Wizję i ona na mnie. Kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, onieśmieliła się, to było widać. 
Uśmiechnąłem się do klaczy, a ona odwzajemniła uśmiech. Wyglądała uroczo. 
Wizja patrzyła na zachodzące słońce. Wiatr powiewał jej grzywę i wyglądała jak cudowna, piękna księżniczka. Zerknąłem za siebie i zobaczyłem fragment łąki, na której rosły kwitnące kwiaty. Jeden z nich, taki jasno fioletowy był najładniejszy. Zerwałem go i włożyłem w grzywę Wizji. 
<Wizja?>

środa, 2 kwietnia 2014

Od Bliss

Szłam wzdłuż plaży. Ostatnio często tutaj przebywałam, zazwyczaj nie było tutaj nikogo. Cóż, zwłaszcza w nocy. To właśnie wtedy tutaj najczęściej bywałam, choć i nad ranem można mnie było zobaczyć nad zatoką.
Postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Koniecznie chciałam skontaktować się z moim patronem. Byłam ciekawa, czy pogłoski o magicznym miejscu, w którym można było porozumiewać się z bogami, są prawdziwe. Jak dotąd, nie poczułam nic. Ani muśnięcia w umyśle.
Dzisiaj ponownie trafiłam nad zatokę. Stanęłam na kamieniach, rozglądając się dookoła. Pustka. Zarówno na plaży, jak i w obecność bogów. Westchnęłam.
Był wczesny ranek, trudno się dziwić, że nikogo nie było. Słońce dopiero wschodziło.
Ku mojemu zaskoczeniu, usłyszałam kopyta na miękkim piasku. Błyskawicznie odwróciłam się i zauważyłam konia. Ściślej mówiąc, ogiera.
Zmarszczyłam brwi.
-Kim jesteś? Dlaczego znajdujesz się na terenach naszego stada, a do niego nie należysz?
Koń podszedł bliżej.
-Jestem Cantanero-uśmiechnął się-W takim razie, czy mógłbym dołączyć do stada?
Przyjrzałam się ogierowi dokładniej.
<Cantanero? :3>

Cantanero P!

http://i1180.photobucket.com/albums/x413/TrueColoursFarm/Achal-Tekke.jpg
Zwiadowca

piątek, 28 marca 2014

Informacje I

One:
Jak dotarła zapewne informacja,  Depresja usuwa konto na howrse. Nie martwcie się, blog nie zostanie usunięty. Wtedy wysyłacie posty do mnie (~Esencja~).

Two:
Mamy mały zastój na blogu. Prosiłabym o wysłanie opowiadania osoby, które takowego nie napisały przez tydzień. I ogólnie, dużo, dużo postów poproszę! :D

Three:
Jeżeli macie jakieś pomysły-śmiało, piszcie je w zakładce "Wasze pomysły"! Chciałabym wprowadzić coś ciekawego na bloga, może zmienić wygląd, piszcie wasze pomysły.

Four:
Ranking. Nie taki typowy, chodzi o taki spis osób, kto napisał najwięcej postów, kto jest najbliżej nagrody, czyli dodatkowej mocy. Co o tym sądzicie?

Five:
Dziękuję  4 880 wyświetleń i 137 postów! Mam nadzieję, że blog jeszcze dużo przetrwa i długo potrwa jego działalność :)


~Esencja~

Od Bliss C.D. Pandory

Uśmiechnęłam się do klaczy.
-Jak każdy.
-Co teraz robimy?-zapytała Pandora
-Nie wiem-westchnęłam
W tym momencie zauważyłam zbliżające się postacie. Dwa, czy może trzy konie?
Odwróciłam się w stronę przybyszów. Teraz byłam pewna, było ich dwoje. Po bliższym przyjrzeniu się, Ulisses i Memphis.
Podbiegłam do nich, zostawiając Pandorę trochę za sobą. Uśmiechnęłam się do koni. Memphis odwzajemniła uśmiech.
- Hej Winter-przywitała się.
-Hej-zaśmiałam się-Piękny dzień, nieprawdaż?
-A i owszem-do rozmowy włączył się Ulisses.
Kiedy skończył mówić, podeszła do nas Pandora.

<Pandora? Ulisses? Memphis? >

Od Pandory C.D. Triumfa

- Skoro nie masz zamiaru mi powiedzieć… 0 zaczęłam, gwałtownie się zatrzymując. - To sama się tego dowiem.
Potem zwinnie obróciłam się w miejscu i pognałam galopem w stronę, z której jeszcze kilka sekund temu uciekaliśmy przed nieznanym mi niebezpieczeństwem. Wiedziałam, że takie bezmyślne działanie może być dla mnie zgubą, ale teraz ciekawość brała górę.
Powoli przemieszczałam się w gąszczu, starając nie narobić dużo hałasu, Moje kopyta lekko grzęzły w błocie przy każdym kroku, na grzywę spadały krople deszczu, które ześlizgnęły się z liści. Było wilgotno, chłodno i ogółem nieprzyjemnie
Wtem usłyszałam jakby przez mgłę ujadanie psów. Te stawało się co raz głośniejsze, zbliżając się do mnie z każdą chwilą. W końcu sponad kępy krzaków wyskoczył duży, kudłaty owczarek, zaczął warczeć i ujadać. Za nim pojawił się drugi, równie agresywny. Obróciłam się kilkakrotnie wokół własnej osi, wyrzuciłam parę razy kopyta w stronę napastników, co nieco ich przeraziło, a następnie pogalopowałam najszybciej jak mogłam w stronę.
Niedługo potem wyskoczyłam na drogę, na której środku stał Triumf, leniwie rozglądając się na boki. Gdy mnie zobaczył, wydał w siebie bezgłośne „Nareszcie” i zaczął stępować w moją stronę. Ja pokręciłam głową, minęłam go jak strzała bez słowa i zdążyłam tylko obrócić głowę, by powiedzieć „Uciekaj!”. Wtedy niespodziewanie się potknęłam, wpadając w kałużę błota. Gdy wstałam, miałam pozlepianą sierść, w której znajdywały się niechlujnie wyglądające grudki piachu.
- Lepiej się stąd zmywajmy, nim ta kąpiel błotna zacznie oddziaływać na twoją cerę - zaśmiał się i zabraliśmy się do dalszej ucieczki. Ja nieco się oburzyłam, lecz nie miałam zamiaru ryzykować życia.

<Triumf? Brak pomysłu ;-;>

środa, 26 marca 2014

Od Wizji Cd Dark Dey

Spojrzałam tak tu było cudownie
-Masz rację jest tu pięknie
Weszłam niepewnie do wody a on za mną
-Cieplutka .. -zaśmiałam się
-Tak
Chlapnęłam go uderzaj ac kopytem w wodę
-Osz ty
Galopowaliśmy po wodzie .. potem chwila pływania
-Gdzie mieszkasz ?-spytał
-Niedaleko ..
-To fajnie bo ja tez
Słońce powoli zachodziło ładnie odbijało się na niebie
patrzyłam jak zaczarowana ..
zerknęłam na niego i przypadkiem on na mnie onieśmieliłam się

<Dark Dey>

wtorek, 25 marca 2014

Od Dark Day'a C.D. Wizji

- Okej. - zgodziłem się uśmiechając się do klaczy.
- To chodź. - Wizja odwzajemniła uśmiech.
Poszedłem za nią. Wyglądała na miłą, była również bardzo ładna, tego nie da się ukryć.
- Tu są Magiczne Bagna. - powiedziała Wizja wskazując głową na bagna.
Idąc dalej zauważyłem, że słońce zbliża się ku zachodowi. Dotarliśmy do jakiejś rzeki.
- A to miejsce nie ma nazwy. - klacz spojrzała na mnie.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Nikt jej nie wymyślił. - odparła. - W każdym razie jest tu łądnie.
- To prawda. - zgodziłem się. - Ty też jesteś ładna. - dodałem.
Wizja zarumieniła się lekko. Poszliśmy dalej. Minęliśmy Zieloną Łąkę, Las Wiecznej Wiosny, Wieczne Góry i wiele innych terenów. Gyd byliśmy przy Barwnej Zatoce stwierdziłem, że to najładniejsze miejsce.
- Pięknie tu. - powiedziałem.

< Wizjo, co dalej? c: >

Od Triumfa cd Pandory

-  Wiesz co to było? - zapytała zaciekawiona kasztanka. Kary spojrzał za siebię i powiedział u niego rzadkim, poważnym tonem:
-  Owszem, Ty też powinnaś wiedzieć...
Kasztanaka cofneła się o krok, potem spojrzała najpierw na Triumfa a potem za siebię, dopiero teraz odpowiedziała:
-  Ale jak sam zauważyłeś, nie wiem - w jej głosie kary usłyszał nutkę zniecierpliwienia.
Triumf sięgną łbem do ziemi, po czym podniósł go z gracją by spojrzeć Pandorze w oczy:
 -  To nie dobrze - powiedział kary z przesadną grzecznością odbieraną przez innych zwykle jako lekceważenie, ale nie w przypadku Pandory.

< Pandora ? moja wena mnie opuściła ;C >

niedziela, 23 marca 2014

Od Pandory C. D Triumfa

Pokręciłam głową z dezaprobatą. Nie przywykłam do zaczepiania mnie przez obcych w środku lasu.
- Prawie - mruknęłam, po czym przystanęłam i rozejrzałam się dookoła.
Ogier spojrzał się na mnie i pokręcił głową.
- Szukasz zatoki, tak? - zwróciłam ku niemu wzrok.
- A czy wyraziłem się niejasno? - burknął. Westchnęłam i pokłusowałam wąską ścieżką, prowadząc karego do wskazanego przez niego miejsca. Ten podążył za mną.
Przemierzaliśmy las w milczeniu. Raz za czas coś odezwało się w krzakach, jakiś ptak tuż nad moją głową zmienił nagle miejsce przebywania.
W końcu dotarliśmy nad zatokę, ja bez słowa postępowałam dalej z nisko spuszczoną głową. Zatrzymałam się kilka metrów dalej, po czym zanurzyłam pysk w chłodnej, orzeźwiającej wodzie. Po zaspokojeniu pragnienia postąpiłam kilka kroków, by wejść na niewielką łączkę i zaczęłam się paść.
Nagle podbiegł do mnie Triumf i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Uniosłam nieco łeb i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Cóż cię tak zaciekawiło w jedzeniu trawy? - parsknęłam rozbawiona, po czym obróciłam się do niego bokiem.
Ogier już chciał odpowiedzieć, kiedy niebo przeszył jakby strzał. Z drzew zerwały się ptaki, zlatując w stronę zatoki i lecąc na jej drugi brzeg. Uniosłam gwałtownie głowę, postawiłam uszy i zaczęłam uważnie rozglądać się po okolicy. Chwilę potem nastąpił kolejny, nieprzyjemny świst, a tym razem spomiędzy drzew wybiegły dwie sarny - dorosła łania i młoda sarenka, po czym pognały wzdłuż brzegu, starając się obrać jak najszybsze tempo.
- Może już chodźmy - zawyrokował Triumf i my również pogalopowaliśmy śladem dzikich zwierząt.
Gdy już mniej więcej zaszyliśmy się w gęstym buszu, zwolniliśmy do kłusa, a ja wzięłam głęboki oddech. Zmęczyłam się bowiem i to solidnie, natomiast po karym nie było tego w ogóle widać.
- Wiesz co to było? - zapytałam.

<Triumf?>

Od Triumfa

Złote kopyta zastukalł mocniej gdy kary kłusował przed siebie.
Z daleka, zauważył jakąś czworonożną sylwetkę.
Nie zwalniając biegu, Triumf podążył za koniem. Najwyraźniej obcy jeszcze go nie zauważył.
- Ej ty! - Zawołał ogier, równając się z kasztankiem. - Wiesz, gdzie jest zatoka?
- Tak, właśnie przy niej stoisz - parsknęła klacz.
- Ta inna, czy coś... - wyjaśnił powoli, jakby małemu dziecku.
- A Ty przepraszam to kto ?...
- Triumf. Ty to pewnie... Parada? Palma?
- Pandora.
- No, prawie zgadłem.

<Pandora ? >

Od Pandory C.D. Section'a

Ten zgromił mnie pełnym oburzenia wzrokiem.
- Chciałam cię przeprosić - zaczęłam. - Zachowałam się dosyć egoistycznie i działałam pod wpływem emocji. Jest mi z tego powodu przykro i nawet jeżeli nie przyjmiesz moich przeprosin, to chciałabym, żebyś to wiedział.
- Zastanowię się - mruknął i niezbyt zwracając na mnie uwagę, udał się na łąkę. Ja nie mając konkretnych planów na obecny dzień, postąpiłam tak samo.
Jak zwykle umiejscowiłam się w odosobnionym, nieco zacienionym miejscu i dokładnie rozejrzawszy się po okolicy, zaczęłam łapczywie skubać trawę, aczkolwiek nie zapominając o zasadach dobrego wychowania.
Co jakiś czas dyskretnie unosiłam głowę i spoglądałam na pasącego się Section’a. Ogier zachowywał się tak, jakby mnie w ogóle nie było. Zapewnie gdzieś „w środku” nadal się na mnie gniewał i być może dlatego okazywał wobec mnie taki stosunek.
Raz, gdy napotkałam na jego wzrok, łypnął na mnie spode łba po czym powrócił do dalszej konsumpcji. Westchnęłam ciężko i chcąc nie chcąc, również zaczęłam kontynuować śniadanie.
Gdy zbliżało się wczesne popołudnie, będąc najedzona uznałam, że trzeba poszukać jakiegoś strumienia, by teraz zaspokoić pragnienie. Gdzieś w głowie przemknął mi obraz niewielkiego strumyczka, który, o ile pamięć mnie nie myli, płynął całkiem niedaleko stąd. Zaczęłam więc stępować z nisko spuszczoną głową,
Byłam już w połowie drogi, gdy moje uszy wychwyciło coś w rodzaju trzasku gałęzi. Uważnie więc zaczęłam wertować skrawki ziemi między gęsto porośniętymi drzewami, lecz nie dostrzegłam niczego podejrzanego. Udałam się więc w dalszą drogę, lecz teraz zachowywałam większą niż poprzednio czujność.
Po dojściu do strumienia, co jednak przyszło mi z trudem, schyliłam głowę by zaczerpnąć świeżej, czystej oraz niebywale smacznej wody. Od razu poczułam orzeźwienie zwłaszcza, że ta była chłodna, a dzień niezwykle ciepły.
Nagle jakieś dziesięć metrów dalej ujrzałam Section’a, który również zaspokajał pragnienie. Jako że minęło już trochę czasu, postanowiłam spytać go, czy już dokonał decyzji.
Podeszłam do konia z niewielkim lękiem i spytałam cichym, lekko tłumionym przez pluskot strumyka głosem:
- Emm, zastanowiłeś się już?

<Section?>

sobota, 22 marca 2014

Od Section'a cd Pandory

Siedząc w jaskini, całkiem mi obcej, czułem jak moje serce wybijało szybki, nieregularny rytm. Patrzyłem na krople deszczu wpadające do kałuży z cichym pluskiem, niknące wśród swoich braci i sióstr, na krople deszczu, ściekające na bladozielonych liściach, patrzyłem na krople deszczu, wsiąkające w spragnioną ziemię. Patrzyłem jak giną. Obserwowałem ich niemą śmierć ze spokojem. W ciszy, z milczeniem na ustach.
Lubiłem rozmyślać. Zawsze lubiłem rozmyślać. Marzyć. Marzyć o tym, że jestem kimś innym, że mój los będzie łaskawszy od tego, który spotyka miliony kropel deszczu przez mój zły nastrój.
W pewnym stopniu zdążyłem się przyzwyczaić do faktu, iż to Cete jest numerem jeden. Nie tylko w oczach moich rodziców. Że to ja jestem na drugim planie, zawsze. Bez względu na wszystko.
W pewnym stopniu.
Deszczu znowu zaczął potężnie grzmocić o ziemię, właśnie wtedy, kiedy zdawało się, że za chwilę ustanie.
Taki właśnie byłem ja-nieprzewidywalny. Twardy. Zgorzkniały. Pamiętliwy.
Zawsze chodziłem własnymi ścieżkami, ale zawsze też trzymałem się zasad, rozkazów. Podporządkowywałem się im. Te jasne prawa rządziły w moim życiu, nie było nie, a tak było tak. Nigdy nie kombinowałem, nie uciekałem, nie byłem nieposłuszny. Z opuszczoną głową stałem w cieniu czekając na rozkazy.
Może przez to, że nigdy nie próbowałem się wyrwać i stanąć ponad nimi jestem teraz tym, czym jestem. Niektórzy twierdzą, że mam serce z kamienia i nic mnie nie wzruszy. Że stałem się do tego stopnia stwardniały, iż nie jestem czuły na nic. Być może mają rację. Ale czy to źle...? Od kiedy skończyłem dwa lata byłem sam. Przyzwyczaiłem się.
Samotność już nie jest moim wrogiem, bo teraz to ja jestem generałem, a ona zwykłym szeregowym. Nie ma nade mną władzy. Nie boję się już umrzeć w samotności.
Bo samotność jest mną.
~~
Obudziłem się. Z o wiele mniejszym ciężarem na sercu niż wczorajszego wieczoru. Wyszedłem na łąkę zalaną słońcem, co nie wzbudziło u mnie większego wrażenia.  Ucieszyłem się w duchu że nie jestem poeta, bo zapewne już leżałbym zemdlony w trawie, oszołomiony zapachem kwitów, tańczącymi promieniami czy przyjemnym dla ucha brzęczeniem owadów.
Jak co ranek, zgodnie z zasadą, którą kiedyś sam sobie wyznaczyłem, odbyłem poranny trening, aby nie wypaść z formy. Akurat galopowałem dla rozgrzewki ospałych, protestujących mięśni, kiedy Pandora weszła na polanę.
Przytrzymałem się gwałtownie wzbijając w górę obłok pyłu i piachu. Parsknąłem niezadowolony, zawracając i schodząc z polany.
-Zaczekaj, porozmawiajmy!- zawołała klacz z prośbą w głosie. Podbiegła do mnie kłusem i stanęła naprzeciw. Nie lubiłem, gdy stawała naprzeciw. Nie lubiłem patrzeć jej w oczy.
-Nie mamy o czym.- warknąłem, obracając się wściekle. Usłyszałem za sobą ciche westchnienie.
-Nie zachowuj się jak źrebak.- rzekła z nutką poirytowania.

<Pandora?>

Od Cete cd Scypiona

Scypion zapatrzył się na siwego ogiera w zamyśleniu, a ja, jako że miałam jeszcze całą masę roboty, niespostrzeżenie oddaliłam się.
Nie minęło jednak dużo czasu, kiedy usłyszałam za sobą tętent kopyt a Scypion zrównał się ze mną i teraz lekko zadyszany kłusował obok.
-O nie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz!- zawołał ze śmiechem łapiąc powietrze z trudem. Uśmiechnęłam się tylko milcząc. Przez kilka następnych minut nie nawiązywałam żadnej rozmowy, przeszłam do stępa, aby ogier mógł odsapnąć. Było gorąco i duszno. -Z ciekawości: Czemu wtedy zostawiłaś mnie sam na sam z Aurorą?- ogier przerwał ciszę i spojrzał na mnie z ukosa.
-Bo ja wiem?...-wywinęłam dolną wargę.-Nikogo w stadzie nie znałeś, więc pomyślałam, że dobrze będzie, jak zaczniesz rozmawiać z kimś, kto nie jest mną.- wyjaśniłam. Kary tylko prychnął powątpiewająco, ale nie podważał mojego argumentu. -z ciekawości: Czemu nie chcesz poznać kogoś jeszcze oprócz Aurory, tylko przyczepiłeś się do mnie jak rzep psiego ogona?- przechyliłam głowę. Scypion zrobił urażoną minę, na co uśmiechnęłam się.
-Bo chciałem uzyskać odpowiedź na moje pytanie.- wyszczerzył zęby.
-Ehe.- jakoś za dużo wątpliwości zrodziło się w mojej głowie. -Już ją uzyskałeś.- dodałam po chwili, patrząc na Scypiona.
-No tak.-przyznał, zastanawiając się chwilę.-Czyli chcesz, żebym poszedł?-
-Nie powiedziałam tego.- zaprzeczyłam z uśmiechem.
-Ale chcesz.- szedł w zaparte kary.
-Skąd możesz wiedzieć?- zaśmiałam się.

<Scypion? :3>

Adurey de Virdea!

Opiekunka

Od Wizji Cd Hurricane

On juz miał mnie gdzieś ,podbiegła inna klacz .. nie wiem jak jej tam 
ale postanowiłam odejsc .. 
Pobiegłam dalej nagle moim oczom okazał się piękny a raczej przystojny ogier 
Głupio mi było ale podeszłam 
-Witaj jestem Wizja a ty ?
-Dark Dey .. 
-ładne imie -powiedziałam 
-Twoje tez niespotykane 
Uśmiechnęłam się 
-Nowy ?
-Tak 
-Pokazać Ci tereny ?

<Dark Dey>

czwartek, 20 marca 2014

Od Pandory C.D Bliss


Zauważyłam minę Bliss i pokręciłam głową. Trzeba było działać, lecz najwyraźniej tylko ja tak bardzo chciałam wyjść na spotkanie wilkom.
- Tutaj nic nam nie grozi - oznajmiła Crafty. - Szybko się znudzą i pobiegną za chwilę za jakąś zwierzyną.
Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam uważnie rozglądać się po siedzibie Alphy. Była ona przytulnie urządzona i co prawda nie cechował jej przepych, ale mimo wszystko była urocza.
Zgodnie z przewidywaniem drapieżniki z lasu szybko odeszły od kryjówki Cete, nie podejmując nawet próby dostania się do środka. Zapewne jakaś nieszczęsna sarna, nie wiedząc nic o obecności śmiertelnego zagrożenia, przemknęła tuż obok wygłodniałej watahy.
Tą noc spędziłyśmy z Winter u przywódczyni, ale opuściłyśmy jej lokum zaraz po tym, jak zaczęło świtać. Ptaki przyjemnie podśpiewywały nam do kroku, raz przez drogę przemaszerował jeż, cudem uniknąwszy stratowania. Ogólnie poranek zapowiadał się całkiem ciekawie.
Gdy wyszłyśmy na jaką interesującą polanę, zaczęłam brykać i podskakiwać, strzelając w powietrzu barany (co miałam w zwyczaju) oraz parskając donośnie. Wind dołączyła do mnie po tym, jak uznała, że prócz nas w pobliżu nie ma żadnego innego konia.
Potem, gdy zbliżało się południe, zaczęłyśmy się paść soczystą trawą, napełniając nasze puste brzuchy, które od rana nas o tym oznajmiały.
Wiosna była niezwykłą porą roku, od zawsze przeze mnie wychwalaną. Lecz to z nią wiązały się przykre wspomnienia, to też zbytnio się nad nią nie rozwodziłam.
- Coś taka smutna? - zapytała nagle klacz, spoglądając na mnie z pełnym pyskiem.
- Ja? Smutna? - zdziwiłam się, po czym uśmiechnęłam lekko. - Może troszkę, ale konkretnego powodu nie zdradzę. Mam swoje tajemnice - dodałam puszczając do niej oko.
Słońce leniwie podróżowało po niebie, rzucając złociste smugi na wszystko, co znajdywało się w jego zasięgu. Niebo emanowało czarującym błękitem, przywodząc na myśl te cudne, pogodne, letnie dni.

<Bliss?>

Od Winter C.D. Vernilo Falashtain

Westchnęłam.
-Po pierwsze, jestem Winter Wind albo Bliss. A po drugie...skoro prosiła mnie Alpha nie mogę odmówić.
Ogier nie zmienił wyrazu pyska. Ponownie westchnęłam.
-Dobrze. Pójdę na kompromis. Pokażę ci tylko trzy najważniejsze miejsca, resztę zobaczysz sam.
Vernilo nie wyglądał na przekonanego. Ruszyłam przed siebie, miałam nadzieję, że podąży za mną. Nie zawiodłam się. Koń, choć powoli i z brakiem entuzjazmu poszedł za mną.
Nawet nie próbowałam zaczynać rozmowy. Na monolog nie miałam ochoty. Ale prędzej czy później musieliśmy dojść do pierwszego miejsca znajdującego się na planie naszej wycieczki.
-A oto...Zatoka Bogów. Tutaj przychodzimy, aby porozumiewać się z naszymi patronami. Podobno kontaktują się z tobą, ale ja tego nie zauważyłam. Póki co.
Odpowiedziało mi głównie milczenie i ciche mruknięcie, coś w stylu "Ahm". Prychnęłam. Zaczynało mnie to irytować. Cóż, najwyraźniej nie lubię tak towarzystwa jak mi się wydaje. A przecież byłam w jego obecności zaledwie pół godziny.
-Straciłeś język?-zapytałam w końcu, po minucie czekania na jakąkolwiek odpowiedź, która nie będzie "yhym-aniem".

<Vernilo bezjęzyczny? XD>

Od Pandory C.D. Section'a

Byłam typem istoty, która czując gniew, nie wydziera się na całe gardło, tylko siedzi cicho i nie daje nic po sobie poznać. Tak właśnie stałam teraz, wpatrując się w błoto, po którym roznosiły się maluteńkie fale powstałe w wyniku upadku kolejnych kropel deszczu.
Pochopna ocena... może jednak moja inteligencja mnie przechytrzyła. Może jednak nie powinnam opowiadać "historii swojego życia" ogierowi, którego znam zaledwie kilka dni. Jednak od zawsze miałam talent, by psuć nowe znajomości, to też teraz Section oddychał niespokojnie, stojąc za moimi plecami. Kotłował się w nim gniew, którego zapewne nie potrafiłabym sobie wyobrazić.
Prawdą było to, że go zraniłam. Trudno mi jednak było ocenić to, czy jest mi z tego powodu żal. Było we mnie jakieś uczucie… dziwne, niezrozumiałe, którego nie potrafiłam dokładnie określić.
Pomijając co chwila uderzające grzmoty oraz przeszywające niebo błyskawice, panowała grobowa cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam znów go zranić, spowodować, że ponownie zacznę szarpać jego nerwy. Milczałam więc, nie rozmyślając nawet nad tym, jak ubrać moje myśli w słowa.
Nie mówiłam nic również wtedy, gdy ospale odchodziłam w stronę leśnego gąszczu. Section rzucił mi jeszcze przelotne, pełne złości spojrzenie, po czym ponownie odwrócił głowę.
Była późna noc, gdy bez celu kroczyłam ścieżkami i co jakiś czas o chrapy pacnęła mi kropla deszczu, która ześlizgnęła się z jakiegoś liścia. Czułam zmęczenie, nawet senność, ale ani razu nie pomyślałam o tym, by powrócić do jaskini ogiera. Głównie dlatego iż sądziłam, że nie pozwoli mi się nawet do niej zbliżyć. Ale cóż, zasłużyłam na to.
Im dłużej rozmyślałam nad tym i owym, tym więcej dostrzegałam błędów w moim postępowaniu. Gniadosz okazał wobec mnie uprzejmość, zaprosił do jaskini, spędził w mojej obecności sporo czasu, co raczej nie udało się nikomu, kto nie należał do grupy moich przyjaciół (a i tych była zaledwie garstka), a ja zachowałam się w ten sposób. Powinnam pomyśleć między innymi na moim przykładzie, jak bardzo cierpi się myśląc o przeszłości. To jednak była jednak z tych cech, które przekazał mi ojciec. Byłam najzwyczajniej w świecie roztrzepana oraz nieco lekkomyślna – najpierw robiłam, potem myślałam.
- Ateno… czemu nie jest tak, jak mówiła moja matka? - zadałam pytanie, zwracając się ku niebu. - Czemu mówiła, że ktoś wreszcie okaże mi zrozumienie i zaakceptuje moje wady i słabości, kiedy jak na razie wszyscy mnie przez nie odrzucają? No tak, zapomniałam… przecież mnie się nie da lubić. - mruknęłam do siebie.
Znów zaczęłam uważnie i dokładnie wertować każde moje słowo, reakcję Section’a oraz moje emocje. Powinnam go przeprosić, ale ponownie nie wiedziałam jak zareaguje.
- Za dużo myślę - znów powiedziałam do siebie pod nosem. - Ech, czemu jesteś takim potwornym tchórzem? Czemu nie potrafisz stawić czoła temu, co nieuniknione? Czemu z a w s z e wychodzisz na kompletnego, bezmózgiego debila?
Spuściłam łeb i przyśpieszyłam do energicznego kłusa, po czym zaczęłam szukać jakiejś prowizorycznej kryjówki, w której mogłabym przeczekać noc.

<Section? Dwie tak skrajnie podobne dusze, które wciąż nie mogą znaleźć wspólnego języka.>

Od Scypion'a C.D Aurory

- Może... Może ty masz ochotę...? - spytała tak cicho, jakby wcale nie chciała abym owe pytanie usłyszał. Nie, nie uraziło mnie to. Klacz ewidentnie przygotowała cały koszyk dla kogoś innego, a tym kimś na pewno nie byłem ja. Także jej zachowanie było zrozumiałe, bynajmniej dla mojej osoby.
- Och, nie, niestety, ale jestem już najedzony, a poza tym zjadłem jedno jabłko kiedy czekałem na ciebie w sadzie - rzekłem pewnym głosem. Klacz uniosła, dotąd smętnie spuszczoną głowę, i spojrzała na mnie z wdzięcznością. - Aczkolwiek bardzo dziękuję za propozycję. - Puściłem do niej perskie oko. Udało mi się zręcznie wywinąć z tej niezręcznej sytuacji.
Aurora była bardzo miłą i uprzejmą klaczą. Miała w sobie coś, co kazało ci się uśmiechnąć. Choć znałem ją niespełna kilkadziesiąt minut, zdążyła podbić moje serce. Oczywiście nie chodzi tu o miłość, wtenczas uważam ją za dobrą znajomą, która od czasu do czasu może potrzebować mojej pomocy. W towarzystwie tej klaczy czułem się bardzo dobrze. Tak jakby 'ktoś' starał się mi przypomnieć jak to jest wśród koni. 'Ktoś' - czytaj Apollon.
Zorientowałem się, że moja towarzyszka stanęła. Lekko zaskoczony zwróciłem ku niej wzrok. Na jej pysku malowało się zaskoczenie, niepokój i być może lekkie zdenerwowanie. Uparcie próbowałem odgadnąć jakiż to widok tak nią wstrząsnął.
Yhm. Kilka metrów dalej stał siwy ogier o długiej grzywie. Chyba odprawiał jakiś magiczny rytuał, choć nie byłem tego pewien. Jego sierść błyszczała, tak samo jak nieskazitelne kopyta. Zapewne doprowadzenie swej grzywy do takiego stanu sporo go kosztowało.
To pewnie był ten niedawno wspomniany ogier, którego imię wyleciało mi z głowy.
- Na co tak patrzysz? - usłyszałem znajomy głos po mojej lewej stronie. Na sam jego dźwięk uśmiechnąłem się nieco.
- Postanowiłaś sprawdzić czy wciąż żyję? - spytałem nie odwracając wzroku od tej jakże dziwacznej scenki rozgrywającej się na samym środku polany.
- Nie miałam co do tego wątpliwości. Aurora należycie się tobą zajęła, prawda? - odparła pytająco Cete. Kiwnąłem twierdząco głową.
- Hej! Nikt cię nie nauczył, że nie wolno się tak przyglądać? - zaśmiała się Alpha szturchając mnie w bok.
- Przepraszam - zamrugałem kilkakrotnie i natychmiastowo odwróciłem wzrok. Cóż za nieposzanowanie czyjejś prywatności! Jak mogłem zrobić coś takiego...!
- Nic się przecież nie stało. - Stwierdziła marszcząc brwi. - Czyż nie? - dodała raczej marnie naśladując mój głos. Miałem jej odpowiedzieć, kiedy moją uwagę przykuła Aurora niepewnie podchodząca do siwego ogiera.

(Cete? Dokończysz proszę?)

Od Quei CD Daranasa

 -Późno już, wracamy do stada?-spytałam. Daranas spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Pomyślałem o tym samym.-odparł i skierowaliśmy się w stronę dróżki prowadzącej na Zieloną Łąkę.
-Dziękuję, że mogłam z Tobą pogadać.-powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co.-odparł.
-Miłej nocy.-powiedziałam.
-Dziękuję i wzajemnie.-powiedział Daranas, a ja odwróciłam się i poszłam w swoją stronę, jednak Daranas zawołał mnie po chwili.

Daranas, o co chodziło?

środa, 19 marca 2014

Od Aurory C.D. Scypiona

- Naprawdę? - powiedziałam naciągając literkę ,,ę". - I nie poznała Cię z naszym stadem?
- No... - powiedział ogier i na tylko tyle mu pozwoliłam.
- Ja jestem jednym z pierwszych członków. - zaczęłam mówić o stadzie. - Kiedy dołączyłam były tu Euforia, Jackdaw i Aragon. Poza nimi Cate, jej brat i beta - Bliss. Ja byłam siódma. Potem dołączyły inne konie, ale nie chciałam poznawać ich tak blisko jak pierwszych sześcioro. Znam tylko imiona... nawet nie wszystkie...
- Rozumiem. - odparł ogier. - A jakie masz stanowisko?
- Jestem ginekologiem. Drugim i ostatnim. Pierwszym jest Euforia, a trzeciego nie będzie wedle zarządu Cete. No będzie trzeci jak jedna z nas albo zrezygnuje, albo pójdzie do krainy Hadesa.
- Może jeszcze zostać wyrzucona ze stada albo odejść dobrowolnie. - dokończył Scypion.
Odpowiedziałam uśmiechem.
- A po co ci jabłka? - spytał po chwili patrząc na kosz na moim grzbiecie.
Miałam zamiar powiedzieć, że dla Aragona. Niestety nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Mówiłam tylko jąkając się ,,Dla, dla...". Sama nie wiem czemu. Nie umiałam nawet powiedzieć, że to dla pewnego ogiera, a nawet konia. Ostatecznie opanowałam się i po dziesięciu ,,Dla" rzekłam:
- Dla siebie i... No nie mam z kim zjeść... - to było wyraźne kłamstwo, ale Scyp nie zwracał na to uwagi. Możliwie przez grzeczność.

<Scypion?>

Od Daranasa C.D. Quei

- Z wielką przyjemnością. - odparłem. Szliśmy wzdłuż brzegu i rozmawialiśmy. Poznaliśmy się lepiej...
Przez cały czas głowę miałem nisko. Musiałem zniżyć się do poziomu klaczy. Hę? To zdanie trochę głupio brzmi. Chodzi o jej maleńki wzrost. Co racja jest duża, ale jak stoi przy mnie czuję się olbrzymem.
Już prawie zaszło słońce. Należy wracać do reszty stada.

<Queirish? Wiem, że długo nie było odpowiedzi i jest krótka>

Od New Section'a cd Pandory

Krople deszczu spływały po moim pysku, ale zdawały się natychmiast parować. Byłem rozpalony do granic możliwości, tak wściekły, że nie obchodziło mnie już co "biedna, smutna, sama i cierpiąca wielka męczenniczka Pandora" sobie o mnie pomyśli.
Nie chciałem wyrządzić jej krzywdy, ale jej słowa były tak bezczelne, że trudno było mi zachować nerwy na wodzy. Cwałem dogoniłem ją w zaledwie trzy sekundy. Zatrzymałem się przed nią, ochlapując ją błotem, powstałym po ulewie, jaka się rozpętała.
-Oh, ja...-wyjąkała, patrząc na siebie, potem na mnie z niedowierzaniem. Prychnąłem, mrużąc oczy.
-Co ty możesz wiedzieć? "Cierpiałam bardziej niż ty!" Że przepraszam co?! Skąd, skąd możesz wiedzieć co czułem? Skąd możesz to wiedzieć?! Odpowiedz mi!- krzyczałem, krzyczałem bardzo głośno, starając się zagłuszyć odgłosy grzmotów, które były bardzo blisko. Klacz skuliła się w sobie, nie mając pojęcia co zrobić. Czekałem przez chwilę, aż odpowie mi na pytanie, ale najwidoczniej sama nie znała odpowiedzi. Pokręciłem głową, patrząc jej w te wielkie, przestraszone oczy.-Wiesz, błagam, błagam, nie rób z siebie sieroty, skrzywdzonej przez los, zagubionej w wielkim świecie! Ja miałem swoje przeżycia, ale nie lubię rozdrapywać starych ran, nie znoszę, gdy ktoś opowiada o mnie, a Cete robi to ciągle! Ona o nas opowiada, nie ja! Moja historia jest taka, a nie inna; widocznie tak musiało być, nie żalę się nikomu i nie płaczę w ramię, jaki to jestem wielce skrzywdzony, chociaż ja także nie mam nikogo! Crafty nie jest dla mnie siostrą.- rzekłem stanowczo, tak twardo,dobitnie i artykułując wyraźnie, prawie cedząc przez zęby każde słowo. -Nie jesteś mną, a ja nie jestem sobą. Zrozum, wbij sobie to do głowy, że nie możesz nikogo oceniać po pozorach. To, że nie czołgam się po ziemi i nie zdycham ze smutku nie oznacza, że gdzieś we wnętrzu zapomniałem o przeszłości.-
Zmrużyłem oczy, omotałem postać klaczy i odwróciłem głowę parskając niezadowolony. Nie wiedziałem, nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że istnieją jeszcze takie konie.

<Pandora? Jedno zdanie, a tak wiele może.>

Dark Day!

Nauczyciel

Evelynn!

Obrończyni

wtorek, 18 marca 2014

Od Bliss C.D Caylitha

Zaśmiałam się. Cóż, dosyć głośno. Po chwili Cete zawtórowała mi śmiechem. Dopiero kiedy uspokoiłam się nieco, zauważyłam, że ogier został w tyle.
-Poczekajmy na Caylitha-powiedziałam zatrzymując się.
Klacz również stanęła w miejscu.
Ogier powoli zbliżał się do nas.
-Cóż, nie spieszy mu się-mruknęłam.
Po chwili Caylith zrównał się z nami. Uśmiechnął się.
Cete ruszyła za nim.
-Bliss? Nie idziesz?-zapytała klacz.
-Potem do was dołączę-odparłam.
Skierowałam się w stronę jaskiń.
Nagle zauważyłam kogoś na horyzoncie. Niespiesznie podeszłam do ów konia. Dziwnym trafem okazał się być zwiadowczynią.
-Jackdew-uśmiechnęłam się.

<Jackdew? Cete lub Caylith?>

Od Bliss C.D. Pandory

Skrzywiłam się na dźwięk przedłużonego wycia.
-Chyba masz rację. Wracajmy-stwierdziłam.
Wycie rozległo się ponownie, tym razem bliżej. Mimowolnie przyspieszyłam, zauważyłam, że Pandora zrobiła to samo.
Po chwili obydwie biegłyśmy pełnym galopem, a za nami pędziły dwa wilki.
Do jaskiń było całkiem niedaleko, ale gdy ujrzałyśmy dom Alphy, byłyśmy zupełnie zmęczone. Wpadłam do jaskini Cete, a tuż za mną Pandora.
-Ce...te...za...nami...-zaczęłam zziajana.
-Bliss! Pandora!-krzyknęła zdziwiona Crafty, uważnie się nam przyglądając-Co jest za wami?!
-Są wilki!-dokończyła za mnie towarzyszka.
W tym samym momencie rozległo się wycie. Po ilości i intensywności hałasu można było wywnioskować, że sciagnęłyśmy tutaj niemal całą sforę. Skrzywiłam się.
<Pandora? Crafty?>

Od Triumfa

No dobra, robi się trochę nudno.Mimo to średnio chce mi się poznawać tutejsze konie.Galop po lesie?Tylko to chyba mi pozostało.Gdy wychodziłem zza większej skały wpadł na mnie jakiś koń nie kojarze go w sumię to co się dziwić:
- Jak idziesz? - wydarłem się poirytowany.
- Kim jesteś? - zapytał w odpowiedzi.
- Kim jestem? - powtórzyłem pytanie - haha czymś na pewno.
- Czyżby? - warknął.
- Żucasz mi wyzwanie? - zapytałem.
- Możliwe - opdowiedział.
- To lepiej nie próbuj...

< kto xD >

Od Ombre Cd. Sorcer'a

Nie powiedziałam nic. Po prostu wstałam i ruszyłam do siebie. Moja jaskinia była średniej wielkości. Cicha i spokojna. Jak dla mnie idealna.
Rano
Wstałam wcześnie. Z resztą jak zwykle. Wyszłam z jaskini i poszłam na łąkę. Ktoś mnie wyprzedził. Sorcer stał nieopodalnstrunyka i skubał trawę. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Mruknął coś na kształt powitania. Odpowiedziałam tym samyn. Przeszłam w inną część łąki. Chwilę potem usłyszałan kroki. Ogier zmierzał w moim kierunku.

( Sorcer  ? )

Od Pandory C.D. Section'a

Serce biło jak szalone, dech gwałtownie przyspieszył, czułam się jakby kawałek przed chwilą spożywanego jabłka utknął mi w gardle. Czułam jednocześnie strach ale i podziw wobec Section'a, który przed chwilą zniknął galopując pomiędzy drzewami.
I po co, głupia, zaczęłaś o tym mówić. Po takim ponuraku nie mogłaś się spodziewać innej reakcji. Ale mimo wszystko, jednak było w nim coś intrygującego.
***
Moje kopyta zatapiały się w błocie, którego z każdą chwilą przybywało dookoła mnie. Po niewielkim, rzadkim deszczyku rozpętała się prawdziwa ulewa. Ogromne krople raz po raz rozbijały się o moje ciało, ale i tak już byłam przemoknięta oraz lała się ze mnie woda.
Przez cały czas zastanawiałam się co teraz robi Section. Pewnie teraz będzie pałał do mnie raczej niechęcią, aniżeli tym, czym przedtem. Ale o dziwo odczuwałam potrzebę go przeprosić, a także powiedzieć mu o tym, że ja też bardzo cierpiałam po stracie rodziny. Nawet bardziej niż on.
Wałęsałam się tak po okolicy długo, dopóki gdzieś spomiędzy liści nie wyłonił się znany mi kształt. Nad sporej wielkości kałużą stał Section, nachylając nad nią głowę i uważnie wpatrując się w swoje odbicie.
- Czego chcesz? - mruknął. Najwyraźniej musiał mnie usłyszeć, kiedy się zbliżałam.
- Niczego - odrzekłam, ale chwilę potem się zawahałam. - A tak właściwie, to chciałam cię przeprosić za tamto. Powinnam się domyśleć, że to dla ciebie drażliwy temat.
Zapadła cisza. Oboje milczeliśmy, a dla mnie atmosfera stała się nieco krępująca.
- Jednak chciałam ci powiedzieć, że nie tylko ty ucierpiałeś z powodu rodziców - zaczęłam po chwili stanowczym i pewnym siebie tonem. Nie czułam teraz zawahania, strachu... Chciałam pokazać mu, że nie może myśleć tylko o sobie. - Straciłam ich i to w momencie, w którym najbardziej byli mi potrzebni. Potem jeszcze mój brat... Cierpiałam bardziej niż ty! - dodałam podniesionym, pełnym przejęcia tonem.
Section nadal milczał. Miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnie niczym wulkan uśpiony od wieków.
- Ty przynajmniej masz Crafty Thief - szepnęłam, lecz na tyle głośno, by ogier mnie usłyszał. - A ja nie mam nikogo.
Potem bez słowa odeszłam powolnym krokiem, aczkolwiek czułam, że już nic nie leży mi na sercu. Powiedziałam to co myślałam. Nawet jeżeli było to dość aroganckie z mojej strony, to nie mogłam pozwolić, by brat Alphy brał pod uwagę tylko i wyłącznie swoje problemy i swoje cierpienie. Jeżeli już się ze mną zaznajomił, to niech wie, że ja również się liczę.
Wędrowałam aż do nastania nocy. Ułożyłam się na niewielkim klifie, po czym zaczęłam tęsknie spoglądać w niebo rozmyślając o temacie, który od "kłótni" (jeżeli odebrałam to tak, jak powinnam), czyli mojej rodzinie.
Nagle tuż za sobą usłyszałam głuche stąpanie, po czym ciężkie westchnięcie.

<Section? A ja mam Zorzę Polarną :3 Tylko na razie nie ma odpowiedniej okazji xD>

Od Love C.D Ulisses'a

- Czyli jestesmy w tym razem. - usmiechnęłam się smutno i lekko szturchnęłam ogiera w bok. On w odpowiedzi również się usmiechnął.
- Dobra. Dosc tych żalów. - powiedział gwałtownie się podnosząc. - Może gdzies pójdziemy ? - spytał spoglądając w moją stronę.
- Chętnie. - powiedziałam. - Tylko gdzie ? Nie znam tutejszych terenów.
- Zato ja znam. - powiedział Ulisses. - Chodź. Pokażę ci wspaniałe miejsce. - oznajmił z tajemniczym wyrazem twarzy. Usmiechnęłam się pod nosem i wstałam.
- Jak tak naciskasz, to choźmy. - poiedziałam nadal się szczerząc.

<Ulisses ? xd Brak weny >>

Od Memphis cd Ulisses'a

-Pożar , strzał , rżenie koni , moja nienawiść rośnie w siłe cały czas - przed oczami miałam obraz płonącej stadniny i nakładający się na to strzał i krew wypływająca z oczu i ludzie .
- Halo Memphis żyjesz ? - zapytał Ulisses przypatrując się mi .
-Tak , tylko się zamyśliłam .
Kogo on mi przypomina ? Czarny ogier ... No dalej , napewno pamiętam ...
-To może teraz do zatoki ? - zapytał ruszając
-Spoko , pamiętasz może coś lub jeszcze kogoś z źrebięcych lat ?
-Nie mogę sobie przpomnieć ... -Mówiąc to spojrzał mi w oczy
Szybko straciłam z nim kontakt wzrokowy . Nie ufam mu . Może to dobrze , a może źle ...
-Nie lubisz mnie ? Coś nie tak ? - przystanął
-Nie wszysto ok , cokolwiek miałoby to oznaczać , brakuje mi kogoś z kim mogłabym ... jak by to ująć ... pogalopowć ? Wiem że to dobre dla źrebaka ale taka moja natura .
-W sumie zaczyna się robić chłodno , może i to dobry pomysł . Do zatoki prowadzi prosta śieżka - mówiąc to z kłusa przeszedł do galopu.Kilka sekund później byłam już przed nim .

<Ulisses ? , sorki że takie lanie wody , brak weny -,- >

Od Jackdaw C.D Triumfa

- Zostaliśmy sami - mruknęłam niesłyszalnie ,spoglądając ukradkiem na ogiera.
Triumf był rosłym i dostojnym koniem. Chód miał elegancki ,a jego smolista,czarna sierść pobłyskiwała przy każdym ruchu. Był dużo wyższy ode mnie  - tak gdzie zaczynał się jego kłąb ja miałam policzek. Musiałam patrzeć na niego z wysoko podniesioną głową by móc dostrzec jego śliczne oczy. Naprawdę tak pomyślałam? Niech to...
Oblałam się nagłym rumieńcem i czym prędzej odwróciłam wzrok w inną stronę. Poczułam jego spojrzenie na sobie. Zawstydzona i onieśmielona starałam znaleźć sobie coś do roboty. A żeby cię szlag trafił Crafty! Podstępna żmija. Specjalnie to zrobiła. Ale po co? Czy naprawdę myśli ,że odważę się na rozmowę z Triumfem? Z takim ogierem jak on? Prędzej zapadnę się pod ziemię.
Robiąc z siebie totalną idiotkę jęknęłam coś nieśmiało o spacerze. Karosz nastawił uszy i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie usłyszał. Dzięki bogom.
Odwróciłam się do niego gwałtownie omal nie uderzając go własnym nosem. Ogier odskoczył zwinnie i ,zaskoczony , zaśmiał się.
Na moich policzkach znów wykwitły różowe rumieńce.
- Wybacz! - pisnęłam ,niemalże przerażona zaistniałą sytuacją. Podkuliłam uszy i cofnęłam się parę kroków w tył.
- Nic nie szkodzi - odparł Triumf - Uważaj na siebie - posłał mi łagodne spojrzenie.
O mało nie topiąc się w jego oczach zaczęłam nerwowo skrobać kopytem o ziemię. Czułam się strasznie głupio. Wstyd mi było za swoje zachowanie. Jak mogę się tak ośmieszać? Niech to szlag!

<Triumf? ;-;>

Od Vernila Falashtain

Do stada dołączało coraz więcej koni. To źle, czy… raczej dobrze? Z mojego jasnego i jakże nieskazitelnego punktu widzenia – źle. Starałem się zachować zdrową odległość od ów postaci, lecz to cóż, czasem właśnie działa odwrotnie.
Był lekki, rześki wiosenny poranek. Stanąłem na jakimś pagórku i oddychałem głośno. Popatrzyłem w dal. Rozciągał się stąd jedynie jakiś mało spektakularny widoczek na strumyk uciekający wartko pośród skał. Po zachodniej stronie mego oblicza rozciągał się las mieszany, przeplatany gdzie nie gdzie, na kształt wiklinowego koszyka, powojem. Zwykły las. Lubiłem chodzić własnymi ścieżkami, gdzie nikt nie miał dostępu, gdzie nikt nie mógł mnie znaleźć. Ostrożnie zsunąłem się z pagórka i z uniesionymi uszami, podążałem w głąb lasu. Miękka ściółka wibrowała pod moimi kopytami, wydając z siebie coś pomiędzy szuraniem a chrobotaniem. Nagle coś w krzakach się poruszyło. Przystanąłem i spuściłem głowę przypatrując się zwiędłym liściom oraz suchej korze. Uniosłem szyję i zrobiłem krótki krok do przodu. Krzak zaszeleścił. To nie był wiatr, stanowczo. Podszedłem bliżej rośliny. Słychać było oddech zwierzęcia. Obszedłem krzak (a wiedźcie, iż był on bardzo rozgałęziony) mniej więcej do połowy. Mój wzrok przykuła nieznajoma klacz. Miała brudnokasztanowe umaszczenie. Przez chwilę stałem w bezruchu. ‘Klacz?! Dlaczego ja mam zawsze to szalone szczęście…’ pomyślałem na krótką chwilę, acz potem usilnie zastanawiałem się jak zacząć konwersację. Zawsze raczej czekam, aż mój rozmówca pierwszy zagadnie, lecz w tym przypadku było wyczuwalne jedno – ani ja, ani ona nie chce zacząć rozmowy. Więc ja mam to zrobić? Ale jak? Absurdalnie zacząć od ‘cześć’ lub ‘hej, jak tam?’, pozostaje myśl czy użyć ‘witam’, czy ‘dzień dobry’. Skrupulatnie przeanalizowałem sytuację.
- Witam – jęknąłem. Nie zamierzałem wypowiedzieć tego w ten sposób, chciałem by zabrzmiało to bardziej hm… poważnie, pewnie? Przyzwyczajenie wzięło jednak górę.
- Witaj – powiedziała nieśmiało klacz i przymrużyła oczy. – Należysz do stada? – dodała dalej łamiącym się głosem. Chrząknąłem.
- Tak – kiwnąłem twierdząco głową, choć mało pewnie.
- Kopyto utknęło mi w powoju, mógłbyś mi pomóc? – westchnęła niepewnie i na dowód szarpnęła nogą. Pnącze faktycznie mocno trzymało. Jeszcze nigdy nie pomagałem KLACZY. ‘Boże, Boże, Boże’ myślałem przewracając strony mojej pamięci. Czułem się tak jakby ktoś właśnie wylał na mnie wiadro mokrej i zimnej paniki. Chodziłem w miejscu. Dylemat. Z jednej strony można uciec, w końcu tu ktoś przyjdzie i jej pomoże, z drugiej – splamisz sobie honor. Sapnąłem i przysunąłem się bliżej krzaka. Robiąc małe kroki doszedłem do pnącza. Przytrzymałem kopytem roślinę, a drugim mocno szarpnąłem. Klacz wyrwała się z jej ‘objęć’.
- Dziękuję – szepnęła. – Jestem Jackdaw.
- Vernilo Falashtain.

(Jackdaw, dokończysz?)

Od Vernilo Falashtain

Szedłem przed siebie rytmicznie uderzając kopytami o gdzie nie gdzie suchą i zmatowiałą trawę. Dołączyłem do stada, zaczynając w ten sposób jakiś taki nowy epizod mojego życia. Coś się zmieniło, lecz ciężko było orzec na jaką skalę, na lepsze czy gorsze. Zapadał zmrok. Włóczyłem się bez celu po okolicznych polanach i łąkach. ‘Niedługo trzeba będzie wracać do stada’ pomyślałem, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Niechętnie skierowałem kroki w stronę jaskiń.  Powiał silny wiatr, a liście w rozgałęzionych koronach drzew zaszeleściły złowrogo. Nagle w spowitej ciemnością roślinności ujrzałem dwa, świecące ślepia. Coś powarkiwało i sapało zaciekle, miało utkwiony wzrok we mnie. Przełknąłem ślinę i stojąc bez ruchu wpatrywałem się w to. Liście zaszeleściły, a zza krzaka wyszedł spory wilk o futrze srebrnym jak pajęcza sieć. Światło księżyca doskonale oświetlało jego sylwetkę. W ułamku sekundy doskoczył do mnie i przejechał pazurami po grzbiecie. Stanąłem dęba i szaleńczym galopem biegłem w stronę jeziorka. Nierozważnie było naprowadzać wilka na stado, więc musiałem biec w przeciwnym kierunku. Zwierze z łatwością dotrzymywało mi tępa. Byłem spłoszony, cały czas przyśpieszając. Coś uszczypnęło i zapiekło mnie na grzbiecie. To była rana, która dopiero teraz zaczęła wypuszczać strużki krwi. Przeskoczyłem kłodę i wbiegłem do jeziornej wody. Tu światło księżyca nie docierało, panował mrok. Zostawało mi tylko nasłuchiwać… Postawiłem uszy na sztorc i starałem się wyłapać nawet najcichszy szmer. Nic, wilk najwyraźniej odpadł w gonitwie. Woda w jeziorze była lodowata, więc z ulgą wyszedłem na brzeg. Mimo, iż nie było lata, wieczór był ciepły. Ostrożnie wróciłem do jaskiń. Większa część koni już smacznie spała. Niby cień, wsunąłem się do swojej jaskini. Sen przychodził niechętnie, lecz w końcu mnie zmorzył.
RANO
Obudziły mnie ciepłe, poranne promienie słońca wpadające do mojej groty. Wstałem i przeciągnąłem się. Wyszedłem na świeże powietrze by zjeść śniadanie. Nie było jakoś bardzo wcześnie, gdyż słońce zawisło już nad widnokręgiem.
- Dzień dobry, Vernilo Falashtain  – usłyszałem na łące znajomy mi głos. Rozejrzałem się dookoła, jedynym koniem, którego znałem była Winter Wind. Nieśmiało podszedłem do klaczy. – Alfa cię prosi na sekundkę – oznajmiła nie czekając na moją odpowiedź (pewnie i tak by jej nie otrzymała). Kiwnąłem głową i poszedłem szukać przywódczyni. Znalazłem ją szybciej niż mi się zdawało; stała przy lasku.
- O cześć, właśnie mam do ciebie sprawę. Chodzi o to, że nie wybrałeś sobie jeszcze stanowiska – wyjaśniła. – Ja mogę coś zaproponować, ale jeśli chcesz wybrać sam to śmiało – uśmiechnęła się szeroko.
- Cóż… - zająknąłem się i spojrzałem na ziemię. Zamilkłem nie wiedząc co dopowiedzieć.
- Co to? – spytała Crafty Thief, pokazując kopytem na moją ranę na grzbiecie. – Znaczy wiem co to jest, ale jak sobie to zrobiłeś? – zaśmiała się serdecznie.
- Nic wielkiego – mruknąłem sucho i spojrzałem w niebo. Wiosna była piękna, ale tylko wtedy gdy byłem sam ze sobą.
- Hm, to może pójdź do medyków, co? – zaproponowała. O nie, tylko nie do medyków, tylko nie do innych koni. Będę się zapierać nogami jeśli postanowi mnie tam wysłać. Chrząknąłem. Przypomniałem sobie o swoich mocach.
- Naprawdę, nie trzeba – oponowałem. Użyłem Regeneracji i rana zniknęła. Klacz przyglądała się temu w zastanowieniu.
- Już wiem! – wykrzyknęła triumfalnie. – Doskonale nadajesz się na uzdrowiciela. Jak sądzisz? Chciałbyś być medykiem? – stwierdziła z błyszczącymi oczami. Ja? Na medyka czy uzdrowiciela? Nie, to stanowczo nie moja fucha.
- Ja…
- Świetnie! Pójdę do swojej jaskini i cię zapiszę. Każdy uzdrowiciel jest u nas na wagę złota – ucieszyła się. Chciałem powiedzieć, że to jakieś nieporozumienie, ale nie miałem sumienia zgasić jej zapału. Trudno przyzwyczaję się, że jestem… uzdrowicielem. Alfa pobiegła w stronę jaskiń.

Od Vernila Falashtain

Biegłem przed siebie łagodnym, melancholijnym truchtem. Był rześki, wczesny poranek, w sam raz na przechadzkę po łąkach. Świeże pąki kwiatów otulały słodkim zapachem. Nagle zatrzymałem się i zastrzygłem uszami. Wyczuwałem konie, a dokładniej wiele koni… Ciężko było stwierdzić zagrożenie, czy ewentualny brak zainteresowania mą osobą z ich strony. Nieco ostrożniej stawiając kopyta, skręciłem lekko w prawo by niepostrzeżenie rozpłynąć się w lesie. Powietrze było tu wyjątkowo czyste, a drzewa zielone. ‘Śliczne tereny’ przemknęło mi przez myśl. Słońce wzeszło już nad widnokrąg i lekko ciskało w polanę swoimi ciepłymi promieniami. Jakaś chmara ptaków zerwała się z pobliskiego drzewa, szaleńczo trzepocząc przy tym swoimi skrzydłami.
- Dzień dobry! – usłyszałem za sobą nieznany głos, prawdopodobnie należący do klaczy. Serce mi zamarło. W miejscu odwróciłem się do tyłu. Zrobiłem wielkie oczy po czym skinąłem odrętwiałą głową. ‘Klacz?! Klacz?! Nic lepszego nie mogło mi się trafić…’ oddychałem głośno.
- Mh – wydusiłem z siebie. Zrobiłem niepewny krok w tył.
- Należysz do stada? – brzmiało pytanie. Przekrzywiłem głowę i wydałem z siebie przeczące mruknięcie, co miało znaczyć, że nie. Miałem głuchą nadzieję, że nieznajoma rozumiała mają dziwną mimikę i, że wkrótce wydarzy się cud, który uwolni mnie z szpon tego dialogu albo hm, monologu.
- W takim razie możesz dołączyć – posłała mi pogodny uśmiech. Nigdy nie zrozumiem kobiet… - Oczywiście, jeśli chcesz – dodała trochę mniej śmielej. Stałem w milczeniu, nic nie odpowiadając. Zastanawiałem się nad dołączeniem od pewnego czasu, ale w stadzie są konie, KONIE, z którymi trzeba konwersować. Spojrzałem na klacz; czekała cierpliwie, co zdarza się małej ilości osobnikom.
- Ehm – jęknąłem, czując, że ta sprawa mnie przytłacza. Ze zrezygnowaniem kiwnąłem głową, opuściłem pysk i zacząłem przyglądać się rosnącej trawie. Fascynujące.
- Cieszę się – odparła i dała mi znak bym udał się za nią. Weszliśmy w gąszcz pnących się krzewów i krzaczków. W lesie panowała przybijająca, grobowa cisza. Słychać było jedynie trzask złamanych gałązek, na które stawaliśmy oraz sporadycznie, skrzeczenie jakichś ptaków. Mimo, iż była to wiosna, liście lekko wirowały w powietrzu, układając się na leśnej ściółce.
- Cóż… nazywam Winter Wind – zaczęła klacz, przerywając milczenie. Nie szedłem obok niej a lekko  z tyłu, więc musiała odwracać do mnie głowę. – A ty?
Czułem, jak zaraz odbierze mi mowę (zresztą zachowywałem się tak, jakbym jej nie miał, nie wiem czy to by coś zmieniło, ale…). Jeszcze przed chwilą moim pragnieniem było ruszenie się z miejsca, gdyż ‘stanie i rozmawianie’ było dla mnie nieco krępujące. Teraz czułem, że wszystko wychodzi na jedno i to samo.
- Vernilo Falashtain – mruknąłem.
- Jej, to na razie najwięcej co powiedziałeś – zaśmiała się serdecznie, lecz umilkła widząc mój skwaszony pysk. Istotnie, wyglądałem jakbym właśnie połknął cytrynę. ‘Ponieważ tak się składa, iż nie lubię konwersować’ nasuwało mi się na język, jednak jakoś nie przeszło przez wargi.
- Jesteśmy! – rzekła dumnie klacz i nawet próbowała się uśmiechnąć, jednak wiedziałem, że chciała dodać ‘nareszcie’. Szliśmy przez gładko rozciągającą się łąkę, na której uboczu znajdowały się skaliste jaskinie. Mijało nas sporo koni. Rozglądałem się dookoła, stłamszony ich widokiem. Wsunęliśmy się w największą.
- Witaj Cete! – przywitała się Winter Wind i spojrzała na mnie. – To jest alfa, Crafty Thief – wyjaśniła. W wejściu stała gniada klacz z uniesioną głową i uśmiechem, aczkolwiek trochę za mało poważnym jak na kogoś, kto jest alfą. Pragnąłem by był to sen, żebym się obudził na pustej polanie, sam jeden.
- Cześć Bliss – uśmiechnęła się szeroko i przydreptała do nas. – Nowy koń? Serdecznie witamy cię w stadzie! – oznajmiła wesoło zwracając się do mej osoby.
- Dziękuję – sapnąłem. – Jestem Vernilo Falashtain – dodałem trochę sztucznym tonem głosu, ponieważ obyczajowe zaczęcie rozmowy graniczyło u mnie z cudem.
- Może pozwiedzasz tereny, hm? – zaproponowała alfa. - Bliss? – popatrzyła się wyczekująco na Winter Wind.
- W porządku, nie mam nic do zrobienia, więc mogłabym cię oprowadzić – westchnęła klacz, ponieważ znała mnie już na tyle dobrze by orzec jak będzie wyglądał jakikolwiek dialog bądź zwyczajna odpowiedź; ‘echm’, ‘yyy’ i ‘ ahm’. Gdy tylko wyszliśmy z jaskini, zebrałem w sobie wszystkie siły i wyjęczałem:
- Pani, mógłbym pobyć sam? Nadmiar towarzystwa mi szkodzi.

(Winter Wind, dokończysz? Ta, Vernilo jest bardzo oryginalny xd)

poniedziałek, 17 marca 2014

Od Hurricane'a c.d. Wizji

Przemierzałem las żywym galopem, kierując się na obszary najmocniej dotknięte ostatnią burzą. Miałem ochotę na małego crossa, więc czemu nie? Zwalone drzewa, podmokły teren- to jest to. Ruszyłem swobodnie na kilka pierwszych przeszkód i pokonałem je bez problemu. No, było całkiem nieźle, ale potrzebowałem czegoś lepszego. Po chwili wyszedłem z lasu z lekkim zażenowaniem. Niemal od razu wpadła na mnie jakaś klacz. Zatrzymała się w pół foule i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. Uniosłem lekko brew, podczas gdy ona wciąż patrzyła się na mnie.
- Przepraszam- zacząłem.- czy można wiedzieć kim "panienka" jest?
- Wizja, a ty?- odparła niemal natychmiast.
- Hawker Sea Hurricane.- odparłem z wyraźną chęcią odejścia.- Słuchaj, tak się składa, że muszę iść, więc...
- Ej, czekaj! Może... może ci jakoś w czymś pomogę?- spytała Wizja. Westchnąłem.
- No dobra, skoro tak się do tego palisz.- odpowiedziałem.- Kojarzysz może jakieś zbocze? Klif? Rumowisko?
Klacz zamyśliła się, lecz po chwili przytaknęła głową i skierowała się spowrotem w stronę lasu. Szliśmy przez chwilę w milczeniu, gdy nagle z pobliskiego wzgórza zbiegła rozpędzona klacz. Zauważyła nas dopiero w ostatnim momencie, więc nie dało się uniknąć lekkiego zderzenia.

<Wizja? jakaś ona?>

Od Scypiona C.D Aurory

Posłałem nowo poznanej klaczy szeroki uśmiech. Aurora ze zdziwieniem mi się przypatrywała, tak jakby nie mogła uwierzyć, że w ogóle istnieję, a co dopiero jestem tu. Tak. Najwyraźniej zdążyła już zapomnieć o mej obecności, ponieważ niemalże natychmiast powróciła do poszukiwań zaginionego jabłka. Co prawda wciąż nie wiedziałem dlaczego jeden owoc ma aż tak wiele znaczenie, aczkolwiek nie miałem zamiaru się pytać. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
- No nie... - Aurora mruczała coś pod nosem, raczej było to skierowane do siebie. Uniosłem brew w geście zapytania. - Widzisz? Nie mogę dosięgnąć żadnego z jabłek. Wszystkie są za wysoko, albo są wciąż niedojrzałe. Fatalna sprawa! - westchnęła stając na tylnych nogach. Istotnie, brakowało jej paru centymetrów do najbliższego owocu, a wyglądała na naprawdę zmartwioną zaistniałą sytuacją.
- Pozwól, że ja się tym zajmę. - Uśmiechnąłem się ciepło. Uniosłem przednie nogi na wysokość głowy i oparłem się nimi o pień drzewa. Dzięki temu miałem mniejszy ciężar do wytrzymania. Bez problemu sięgnąłem po wspaniale zarumienione jabłko i włożyłem je do kosza.
- Dziękuję! - klacz rozpromieniła się.
- Do usług. Pomóc ci w czymś jeszcze, Auroro? - spytałem z grzeczności. Choć nie ukrywam, że chciałem poznać kogoś jeszcze prócz Cete.
Izabelowata klacz podniosła kosz i powolnym stępem ruszyła przed siebie. Towarzyszyłem jej.
- Cóż, myślę, że możesz mi coś o sobie powiedzieć. Kiedy tu dołączyłeś, hę? - przekrzywiła głowę.
- Naprawdę niedawno, może kilka godzin. Wasza Alpha prawie mnie potrąciła - na wspomnianą sytuację rozbawiony pokręciłem łbem.

(Auroro?)

Od Sorcerer'a CD Ombre

Skinąłem lekko głową i zacząłem śledzić trajektorię lotu spadającej gwiazdy.
-Jak długo tu jesteś?-spytała.
-Krótko. A Ty?
-Też.-odparła zdawkowo. Spadająca gwiazda mrugnęła po raz ostatni i zniknęła za horyzontem. Machnąłem ogonem i wstałem.
-Gdzie idziesz?-spytała.
-Do siebie.-powiedziałem odchodząc w swoją stronę.

Ombre?

Od Cete

Plaża. Cicha, milcząca. Fale rozbijały się o skalisty brzeg z łagodnym pluskiem, kojącym moje uszy co całodziennym wysłuchiwaniu radosnej paplaniny koni. Siedzenie w tym odległym zakątku stada i rozkoszowanie się widokiem tonącego w wodzie słońca było jak masaż dla umysłu, bo jednak ciało miałam spracowane po dzisiejszej pracy przy znoszeniu siana.
Woda kusząco obmywała moje kopyta chłodną mgiełką rokoszy. Przymknęłam oczy, a nogi same skierowały mnie w przejrzystą toń.
-Chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie.- szepnęłam sama do siebie z uśmiechem. Wyciągnęłam pysk w stronę słońca, kiedy usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam się jak oparzona, spoglądając za sobie. Na brzegu stał skarogniady ogier, przypatrując mi się badawczo. Wyszłam z wody i przedstawiłam się.
-Witam, jestem Crafty Thief, Alpha stada "Kingdom of Valour". Mogę ci w czymś pomóc?- zapytałam u

Od Section'a cd Pandory

-Cześć.-usłyszałem za sobą ciche powitanie. Kiwnąłem głową i dalej skubałem w zamyśleniu trawę. Klacz oddaliła się o kilka kroków i także wzięła się za śniadanie.
~~
Kilkanaście minut później tylnymi kopytami uderzyłem w starą jabłonkę, która przechyliła się niebezpiecznie, ale spadło z niej kilkanaście czerwonych jabłek.
-Łap!- zawołałem. Zaskoczona Pandora uniosła głowę i w ostatniej chwili pochwyciła spadający owoc. Usiedliśmy na łące wśród maków, chrupiąc jabłka. Klacz usiłowała sprawiać wrażenie odważnej, ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałem, jak to jest udawać. Udawać przez dwa lata, że jest się szczęśliwym.
-Cete mówiła mi trochę o waszym dzieciństwie.- rzekła niepewnie, ale przybrała dumną postawę. Prychnąłem, z moich chrap wyleciało gorące powietrze.
-A czego ona nie mówi? Niech opowie całemu światu o tym, jaką była wspaniałą córeczką...-przewróciłem oczami, wgryzając się wściekle w jabłko. Miałem po wyżej uszu idealnej Cete. Cete. Deze tak ją nazywał. To po nim ma ten skrót, chociaż to ja powinienem go mieć.
-Mówiła w większości o Tobie.- klacz spojrzała mi w oczy na krótką chwilę. Odwróciłem głowę, nie mogłem wytrzymać tego naporu srogości, jaką kryła w sobie klacz. Była krytyczna wobec mnie.-Chwaliła cię. Mówiła, że rodzice cię kochali, że chcieli cię mianować, ale zobaczyli w tobie coś, co stwarzało zagrożenie...Ojciec naprawę chciał dla ciebie dobrze...- z każdym jej słowem złość przeradzała się we wściekłość, a wściekłość w furię. Położyłem uszy po sobie, naprężyłem wszystkie mięśnie.
-Nie mów przy mnie o moim ojcu, o tym...-nasze pyski dzieliły milimetry. Pandora leżała w trawie, zaskoczona i przerażona. Nie dokończyłem zdania, chociaż wiele jego zakończeń przychodziło mi do głowy. Parsknąłem i galopem ruszyłem w las. Na ziemię spadły pierwsze, ciężkie krople deszczu...

<Pandora? Ps. New ma moc "Powodowania Ulewy", kiedy jest wściekły ;D>

Od Ulisses'a cd Memphis

Uśmiechnąłem się do klaczy. "Dlaczego ona wygląda mi na znajomą?" pytałem samego siebie.
- Opowiesz mi swoją historię? - zapytała Memphis
- Chętnie. A więc urodziłem się w stadninie. Hodowano tak konie dla sportu... - zacząłem mówić jej o rodzinie i pożarze - A twoja?
- Co? - zapytał najwyraźniej strasznie zamyślona
- Historia. - przypomniałem jej
- A, no tak. Jest podobna do twojej tylko, że ponownie mnie uwięzili ale uciekłam.
- Dziwne, nie powiem, że nie. - odparłem.
- Właśnie nad tym myślałam.

Memphis? Przepraszam, że krótkie

Od Ulisses'a CD. Love

- Zastanawiam się co by było gdyby... - zaczęła Love ale jej przerwałem
- Moi rodzice mówili, że nigdy ni można powiedzieć "Co by było gdyby". - powiedziałem
- Dobrze mówili - pociągnęła nosem Love.
- No, to już nie ma się czym martwić. Przynajmniej ludzie ci nie mówili, że jesteś duchem. - powiedziałem pocieszająco.
- Tak mówili o tobie? - zapytał
- Jestem wręcz uderzająco podobny do matki.
- Zginęła? A właściwie po co pytam skoro mówisz, coś o duchach.
- W pożarze.

Love?

Od Triumfa cd Cete

Cete odbiegła szybko i zwinne, spojrzałem na minę Jackdaw i wyczułem w zachowaniu Cete nić podstępu.Ale cóż, przecież nie wypadałoby dać tego po sobię poznać...Towarzystwo Jackdaw w pełni mi odpowiada.
-Hahah chyba średnio za mną przepada więc...- powiedziałem tajemniczo - wygląda na to że zostaliśmy sami.
Po chwili wyrwana z zamyślenia Jackdaw odpowiedziała nieśmiało:
-YYyy no tak...

<Jackdaw xD >

Od Aurory C.D. Cete

Wracałam właśnie z koszem jabłek. Miałam zamiar podzielić się nimi z Aragonem. Popisywałam się zręcznością kłusując z koszem jabłek na grzbiecie gdy zobaczyłam naszą alphę i jakiegoś karego ogiera. Może go poznałam? A może i nie? Raczej nie wydawał mi się znajomy. Był obcy.
Czy tak czy siak, nie utrzymałam kosza na grzbiecie. Spadł, a jabłka się powysypywały. Zorientowałam się dopiero gdy zobaczyłam, że Cete i kary ogier się na mnie patrzą. Szybko rzuciłam się w pogoń za owocami i licząc dokładnie, wkładałam je do kosza.
- Może pomóc? - usłyszałam głos ogiera, tego karego.
- Tak, tak, tak! - powiedziałam w pośpiechu. - Tylko licz jabłka.
Razem z ogierem pozbierałam szybko jabłka.
- Ile naliczyłeś? - spytałam gdy skończyliśmy.
- Z siedemnaście.... - powiedział ogier i mówił coś jeszcze, ale nie słuchałam bo liczyłam szybko w pamięci.
- Brakuje jednego! A tak, co mówiłeś?
- Pytałem się jak masz na imię.
- Aurora
- Ja jestem Scypion. Brakuje jednego jabłka?
- Tak! To koszmar! Muszę teraz iść po nowe....
- Co to za problem?
- Wielki! - krzyknęłam podniosłam kosz i pobiegłam pod jedną jabłonkę. Ogier poszedł za mną bo spodkałam go pod drzewem.

<Scypion?>

Od Sułtana Cd Snow Pretty

 -No oki ale nie wiem co
-Byle co
-Oki
Ruszyłem z kopyta jak szalony ta biegłą za mną
-I co to ma być ?
-Widziałem podczas mojej wędrówki fajne przeszkody w lesie
-Aha
W centrum lasu było od metra powalonych drzew przeszkód itd

<Snow Pretty,brak weny>

Od Wizji Cd Cete

Gnałam przez zaśnieżone tereny spotkałam Ogiera
-Witaj jestem wizja
-Altariach
W między czasie miała nas Cete
-Co tu robisz ?
-Ja wędruje na bardziej przyjazne tereny
-Aha rozumiem -powiedział
Po chwili ruszyłam galopem przez kilka godzin biegłam sama nagle napotkałam Ogiera
-Przepraszam
-Słucham
-Jak się nazywa panienka
-Wizja a ty ? Hawker Sea Hurricane
-yhym

<Hawker Sea Hurricane>

Od Memphis do Ulisses'a

Nowe stado , nowe zasady których nie lubię przestrzegać ...
Zobaczymy co my tutaj mamy ...
Pogalopowałam przed siebie .Moim oczom ukazała się wielka łąka .
Pełno koni , wszędzie ... I wszystkie się na mnie patrzą . No a jak ... Jak zwykle . Nie ważne .
Idąc przed siebie widziałam ogiery i klacze oraz źrebaka , przepełnionego radością i zajętego zabawą . Całkiem z boku stał kary ogier zajmujący się sobą . Zgadnijmy , zły dzień  ? Postanowiłam podejść .
-Zły dzień ?- zapytałam
-Można tak powiedzieć ...-odpowiedział
-Skąd ja to znam ...- westchnęłam - Jestem Memphis , a ty ?
-Ulisses - odpowiedział i podniósł łeb spoglądając na mnie
-Odyseusz - powiedziałam do siebie ciszej
Najwyraźniej usłyszał bo zareagował dość gwałtownie .
-Skąd wiesz ??
-Było się tu i ówdzie , widzę że najwyraźniej chcesz zostać sam więc idę ...
-Nie , to znaczy poczekaj , znasz już teren stada ? Może cię oprowadzić ?
-Chętnie - uśmiechnęłam się

<Ulisses ? >

Od Pandory C.D. New Section'a

- Więc zapewne zdziwisz się jeszcze bardziej, kiedy powiem, że nie mam nic przeciwko - odparłam.
Rzeczywiście, przez oczy ogiera przemknęła się nuta zaskoczenia, ale nie wydał z siebie żadnego śmiechu, okrzyku, czy czegokolwiek innego. Poprowadził mnie jednak wijącą się jak wąż przez las ścieżką, sprawdzając co jakiś czas, czy nadal idę za nim. Muszę bowiem jednak przyznać, że tak delikatnie stawiałam kopyta na miękkiej ziemi, iż robiłam to wręcz bezgłośnie.
Jaskinia Section’a okazała się niezwykle przytulna oraz dosyć duża, jak na pomieszczenie sypialne tylko dla jednego konia.
- Rozgość się - powiedział ogier, a ja nieśmiało weszłam do środka. Potem wybrałam sobie odosobnione miejsce przy wejściu w niewielkim skalnym wyłomie. Ułożyłam się tam wygodnie, lecz na ten moment zbytnio nie chciało mi się spać.
Miesiąc świecił już wysoko, rzucając srebrzyste smugi, które przedostawały się przez parawan utkany z gęsto rosnących drzew. Gdzieś w oddali pohukiwała sowa, od strony gór rozległo się wilcze wycie. Jednym słowem – słyszałam i widziałam oznaki nocnego życia.
Trudno mi było określić, czy Sectrion już śpi, ponieważ cała jego postać zlewała się z mrokiem. Nie chciałam też zbytnio spoglądać w tamtą stronę.
Wpatrywałam się tak w okolicę, dopóki jedna, jedyna rzecz nie przykuła mojej uwagi. Od pół godziny na jakimś wzniesieniu, może ze sto metrów od jaskini, malował się jakiś mały, czarny kształt. Gdyby się mu lepiej przyjrzeć, można było dostrzec ledwo zauważalne ruchy. Bez zawahania było to więc coś żywego, a co gorsza ciągle wpatrywało się w jeden punkt – miejsce, gdzie leżałam. Mrugnęłam kilkukrotnie sądząc, że mam jakieś zwidy nocne, ale nic z tych rzeczy. Czarna plama wciąż tkwiła w tym miejscu, co przed kilkoma sekundami.
Siedziała tam jeszcze kwadrans, a potem szybko i zwinnie znikła za wzgórzem. Westchnęłam zmęczona dzisiejszymi wszystkimi zdarzeniami, po czym zamknęłam powieki i postarałam się zasnąć. Na szczęście przyszło mi to z łatwością.
Obudziłam się dosyć wcześnie, ponieważ słońce zdążyło się ledwo co wychylić zza horyzontu. Mimo wszystko, ogiera nie było już w środku. Powstałam, po czym leniwie i bardziej od niechcenia wyszłam na zewnątrz. Tak jak się spodziewałam, mój proceder z porannym wstawaniem był na tyle długi, że ognista kula była już widoczna na niebie w pełnej krasie.
Poszukiwania New nie trwały długo. Ujrzałam go pasącego się na łące, ale niezbyt wiedziałam, czy chcę mu towarzyszyć. Uznałam jednak, że nie mogę wciąż się go obawiać i okazywać przed nim strach. Nie jestem tchórzem i udowodnię to.

<New Section?>

Memphis!

Obrończyni

Od Ombre Cd. Cete

Podeszłam wolno do ogiera. Patrzył w gwiazdy. Gdy mnie usłyszał odwrócił się w moim kierunku.
- Ty jesteś Ombre tak?
- Tak.-powiedziałam. Milczeliśmy przez chwilę.
- Rozpoznajesz jakieś gwiazdozbiory?-zapytałam spoglądając na niego.
- Tak. A ty?
- Oczywiście. Wskazywały mi nocą drogę.- powiedziałam z niepewnym uśmiechem.
- Długo wędrowałaś?
- Rok.-mruknęłam. Pokiwał głową  w zadumie.

< Sorcerer ? >

niedziela, 16 marca 2014

Nowa Strona!

Nowa strona "Wasze Pomysły" już jest! :D
Depresja.

Od Cete cd. Sorcerer'a

-Nie ma sprawy!-uśmiechnęłam się ciepło do ogiera. Zapadał powoli zmierz, a ja siedziałam z Sorcerer'em na łące. Zrobiło mi się zimno, szron osiadł na mojej skórze.
-Idziesz już?- zapytałam, wstając. Ogier tylko pokręcił głową i odparł, że jest "przestawiony na tryb nocny" i lubi oglądać gwiazdy. Pokiwałam tylko głową, a na odchodne zobaczyłam jak w jego kierunku podąża Ombre.

<Sorcerer? Ombre? :D>

Od Sorcerer'a CD Cete

Szliśmy chwilę w milczeniu, w końcu Crafty się odezwała.
-Jesteś nowy w tym stadzie, byłeś już wszędzie? Może Cię oprowadzić?
-Jeśli masz taką potrzebę.-powiedziałem, Cete uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o miejscu w którym akurat byliśmy.
Ostatecznie wycieczka trwała długo, a ja zapamiętałem z niej to, co było mi najbardziej potrzebne.
-Dziękuję za oprowadzenie.-powiedziałem lekko schylając przed nią głowę.

Cete?

Od New Section'a cd Pandory

-Znów się spotykamy...-uśmiechnąłem się, kiedy klacz minęła mnie ze opuszczoną głową. Jej ciemna grzywa zafalowała na wietrze, gdy księżycowy promień oświetlił na moment polanę. Uniosła łeb, a jej chrapy rozszerzyły się, gdy Pandora łapała zapach nocnego powietrza. Niedaleko, gdzieś w pobliskich zaroślach świerszcze grały swój koncert, a żaby nadawały rytm swoim miarowym rechotaniem. Noc zapadła równie szybko, jak wstał dzień.
Obdarowała mnie jednym, krótkim, może nawet lekko wystraszonym spojrzeniem. Chciała mnie przeczekać, zupełnie jak ulewę, którą tak często sprowadzam na ziemię dla własnej zachcianki. Ale ja trwałem zupełnie dłużej niż zwykłe "załamanie pogody".-Cóż, jesteś nowa? Moja siostrzyczka przydzieliła ci już jaskinię, czy może całkiem przypadkiem o tobie zapomniała...?- przechyliłem głowę ze znakiem zapytania w oczach.
Pandora przez chwilę zawahała się, ale powiedziała w końcu:
-Nie. Ma dużo spraw na głowie, jest Alphą.- ledwo usłyszałem co powiedziała. Zaśmiałem się krótko.
-Gdyby naprawdę była Alphą, wszystkie sprawy były dopięte na ostatni guzik.- rzekłem głośno i dobitnie, dodając w myślach" Gdybym ja był Alphą".-Ale jest tylko głupią kozą.- rzekłem z nutką pogardy w głosie. Pandora odwróciła głowę, jakby chciała zaprotestować. Westchnąłem.-Ty nie znasz prawdy, nie wiesz jak było, więc łatwo ci oceniać kto jest "dobry", a kto "zły". Nieważne.-pokręciłem głową ze zrezygnowaniem. Liczyłem na jedną przyjazną mi duszę, ale jedna to widocznie o jedna za dużo. W oczach klaczy przez chwilę jakby odbiło sie współczucie, może nawet zrozumienie? Najpewniej przewidziało mi się.-Cóż, nie masz jaskini. Możesz przespać się u mnie, ale nie zdziwię się, jeśli odmówisz.- powiedziałem, sodziewając się stanowczego "nie" z jej strony.

<Pandora?>


Od Cete cd Scypion'a

-Przyznam szczerze- świetnie się bawiłam. Ale obowiązki wzywają. Ty zresztą musisz sie zapoznać z innymi końmi, przecież tam w dali jest mój lud!- rzekłam ochoczo. Ogier nie wyglądał na przekonanego. Wyszliśmy w końcu w wody i otrzepaliśmy się. Kilka kropelek wody wylądowało mi na pysku, ale po za tym byłam przynajmniej w połowie sucha, natomiast Scypion tak czy siak był mokry.
Ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Wkrótce też wkroczyliśmy w dudniące własnym rytmem serce stada. Jedna z klaczy, Aurora, zatrzymała się gwałtowanie na widok Scypiona, a kosz z jabłkami , który niosła na grzbiecie spadł na ziemię. Scypek oczywiście pobiegł pomóc damie w opałach, a ja wzięłam jabłko w zęby i z szerokim uśmiechem zostawiłam ich samym sobie, po czym puściłam się szybkim kłusem na łąkę.

<Scypion? Aurora? :D>

Od Cete

-Jeju, jak prze-przeraźliwie zimno!-szczęknęłam zębami, kiedy razem z Altariach'em brnęliśmy przez zaspy śniegu. On był odporny na niskie temperatury, natomiast ja-absolutnie nie. Trzęsłam się nieustannie jak galareta, a ogier torował mi drogę. Byłam mu za to wdzięczna, zważywszy na fakt, iż nienawidzi wszystkich i wszystko, a zrobił to tylko ze względu na moją pozycję w stadzie.
Musiałam jednak przebrnąć tam, aż na szczyt góry, by w lodowej jaskini spotkać się ze śnieżnymi końmi. Miałam szczery zamiar zawrzeć z nimi pakt pokoju w razie wojny.
Traf chciał, aby właśnie przechodziła tamtędy Wizja. Jej kara sierść odcinała się wściekle na tle śnieżnobiałej pokrywy. Nie miałam pojęcia najmniejszego po co tu przyszła, w taki ziąb, ale już zaczęła rozmowę z Altariach'em, a ja w dalszą wędrówkę ruszyłam sama.

<Altariach? Wizja? :D>

Od Moonlight C.D Foxfire

-Dzięki!-szepnęłam ironicznie do przyjaciółki, gdy ta popchnęła mnie ku ogierowi.
No nic, jak ktoś powiedział za nas "a", to trzeba powiedzieć "b"! Zresztą, Foxfire podobał mi się, więc...
-Co tu robiłaś?-zapytał Foxi.
-Szukałam kwiatu do antidotum, razem z Cete. A właśnie, Cete, znalazłaś?- Chciałam, by Cete podtrzymała tę rozmowę i pomogła mi. Ale Crafty już nie było. " No super"-jęknęłam w duszy.
Ale nie było się czego obawiać. Spędziłam z ogierem resztę dnia i było bardzo miło.
Lecz pod wieczór Vernilo zawołał mnie do pomocy. Wyrwana z błogiego nastroju, wróciłam do rzeczywistości, i pożegnałam się z ogierem. Już miałam odejść, ale w przypływie energii i entuzjazmu-trąciłam Foxfire' a w szyję.
- Spotkajmy się jutro.- zaproponowałam. Ogier przytaknął.
Rozeszliśmy się do swoich zajęć.

<<Foxi?>>

Od Foxfire' a C.D Moonlight

Polubiłem Moon. Rozmawiało mi się z nią tak całkiem na luzie.
- Co tu robiłaś?-zapytałem, ciekawy, jak doszło do tego spotkania.
- Razem z Cete szukałam kwiatu do antidotum. A, właśnie, Cete, znalazłaś go?- przypomniało się klaczy.
Natomiast Cete nigdzie nie było. Zostawiła nas. Razem z Light szliśmy sobie przez Zieloną Łąkę, rozmawialiśmy, ścigaliśmy się. Tak bez celu.
Spędziliśmy razem większość popołudnia. Wałęsaliśmy się po łąkach pełnych życia, po tajemniczo szumiących lasach i po plaży. Z łba Moon nie znikał błogi uśmiech, zresztą, ja również cały czas byłem lekko rozpromieniony. Moja wyższość i duma gdzieś się rozpłynęły.
Wreszcie pod wieczór ktoś zawołał Light. Pożegnaliśmy się, a Moon, w przypływie emocji, trąciła mnie pyskiem.
- Do zobaczenia!- szepnęliśmy jednocześnie.

>Moonlight?<

Od Cete

Chwila relaksu i odpoczynku w Zielonym Parku. Czy może być coś piękniejszego?
-Cete?-usłyszałam głos Saturna nadbiegającego od strony północnej. Westchnęłam i dźwignęłam się na nogi.
-Tak?- ledwo żywa po dniu ciężkiej pracy zachwiałam się, ale zaraz odzyskałam równowagę. Jednocześnie ze strony południowej przygalopowała zdyszana Cesty. Oboje przynieśli mi wieści ze stada, a ja, chcąc, nie chcąc, niezwłocznie musiałam udać się "między swój lud", który potrzebował rady i pomocy.
Obróciłam się tylko na chwilę, krótki ułamek sekundy, by zobaczyć, że Saturn i Cesty zaczynają rozmowę ze śmiechem.

<Sarurn? Cesty? :D>

Od Cete

Lubiłam przechadzać się po Lesie Wiecznej Wiosny, a szczególnie z Jackdaw, która była moją bliską przyjaciółką i klaczą o złotym serduchu. Może tylko mi się wydawało, to w końcu moje głupie przypuszczenia, ale Kawka ostatnio wydawała się jakaś smutna, przybita. Jakby nieszczęśliwa...
-Kawka?- zapytałam, trochę niepewnie i zerknęłam na klacz z ukosa.
-Hmm?-mruknęła, wyrwana z lekkiego letargu. Ostatni ciągle wydawała się zamyślona.
-A ty...hehe...nie jesteś przypadkiem w kimś, no jakby ten...zakochana?- uśmiechnęłam się szeroko, ale usłyszałam tylko szaleńczy śmiech. Klacz śmiała się nieprzerwanie, ale nie wydawało mi się, że szczerze.
-Co ty za bzdury opowiadasz?- zamrugała powiekami, a na policzki spłynęły jej łzy wywołane śmiechem. Przechyliłam głowę w zastanowieniu.
-Ostatnio chodzisz taka jakaś smętna...-zaczęłam, ale Jackdaw szybko mi przerwała i oberwałam tylko naganę, że w ogóle wspominam o czyś takim.
Jednak kiedy na horyzoncie pojawił się Triumf, poruszyła się niespokojnie.
-Zimno jakoś.- skwitowała dzisiejszą pogodę, zawracając z obranej przez nas ścieżki.
-Jesteśmy w Lesie Wiecznej Wiosny. Tu zawsze jest ciepło.- rzekłam, patrząc na nią z powątpiewaniem. Triumf tymczasem przygalopował do nas, zatrzymując się naprzeciw Kawki.
-Witam, miłe panie.- rzekł, uśmiechając się szarmancko.
-Ooo, właśnie, zapomniałam na śmierć! Muszę zebrać wojowników i obmyślić z nimi strategię w razie ataku!Przepraszam!- zawołałam i odbiegłam, puszczając oko do Jackdaw, która z nienawistną miną wyszeptała: "Zabiję cię, CETE!"

<Jackdaw? Tirumf? :D>

Od Cete

Nie miałam czasu by wymyślić temu pięknemu miejscu nazwy, nawet prymitywnej. Mała szczelina powstała u stromych podnóży dwóch sąsiadujących gór, przez którą płynęła krystalicznie czysta woda strumienia była tak urokliwa, że nie pasowała do niej żadna nazwa, która przychodziła mi do głowy.
Obserwowałam ryby płynące z nurtem. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu rośliny potrzebnej medykom do sporządzenia wywaru na rany z jadem węża, jednak żadna z nich nie przypominała tej z ich barwnych opisów. Moonlight Eclipe pomagała mi w poszukiwaniach, z nosem w trawie, jak zawsze milcząca, wypatrywała kwiatu.
-Witam!- usłyszałam za sobą. Już w samym tonie usłyszałam tę nutkę dumy-Foxfire. Gdy obróciłam się, moja intuicja i słuch mnie nie zawiodły. Siwy ogier stał przede mną, zaciekawiony. Uśmiechnęłam się na jego widok, bowiem wiedziałam o czymś, o czym nikt oprócz Moon nie wiedział. Z light zdążyłyśmy zaprzyjaźnić się na tyle, aby powiedziała mi w sekrecie kto jej się podoba.
-Foxfire, czapki z głów przed szlachtą.- ukłoniłam się nisko w wymownym geście. Ogier parsknął śmiechem.
-Zawsze się ciebie żarty trzymają?- przechylił łeb, ale ja już zerkałam w stronę Moon. 
-Wiesz, mam wiele pracy...-zaczęłam.-Ale Light akurat ma wolną chwilkę i chętnie z tobą pogada.- uśmiechnęłam się z błyskiem w oku. Podbiegłam do Moon i popchnęłam ją w stronę zniecierpliwionego ogiera. Stawiała opór, ale dała za wygraną, zaczęli rozmawiać. 
Zaśmiałam się patrząc na urzeczoną minę Light i...no, w końcu! Wypatrzyłam potrzebną roślinę, zerwałam ją i szybkim kłusem oddaliłam się w stronę jaskini medyków.

<Moonlight? Foxfire? :D>

Od Love CD Ulisses'a

Gdy usłuszałam te słowa lekko pochyliłam głowę.
- To, czy wspominasz przeszłosc czy nie, zależy od tego czy chcesz o tym pamiętać. - powiedziałam cicho. Cete i Ulisses patrzyli na mnie z troską. Ja w tym czasie wpatrzona w żywą, zieloną trawę zaczęłam myslec nad... swoim życiem. Nad tym co się w ostatnich latach działo. Zapomniec o tym ? A może całe życie nosić to w sercu ? Nie wiedziałam co począć.
- Wszystko gra ? - spytała Cete a ogier lekko szturchnął mnie łbem.
- Tak tak... - powiedziałam łamiącym się głosem. - Ja po prostu... nie ważne.
- Dla nas ważne. - zaprotestowała klacz. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, więc zaczęłam spiewać:
PIOSENKA
- W dłoniach mych
Zapis wspomnień
Słyszę jak wypowiadasz me imię
Prawie widzę Twój uśmiech
Mogę poczuć ciepło Twojego objęcia
Lecz teraz już nie ma nic prócz ciszy
Wokół tego, którego kochałam
Czy to nasze pożegnanie?

Kochanie zbytnio się zamartwiasz, moje dziecko
widzę smutek w Twoich oczach
Nie żyjesz samotnie
Chociaż myślisz inaczej

Nigdy nie myślałam, że
Ten dzień nadejdzie tak szybko
Nie mieliśmy czasu na pożegnanie
Jakże świat może dalej trwać?
Czuję się taka zagubiona, bez Ciebie przy mnie
Lecz teraz już nie ma nic prócz ciszy
Wokół tego, którego kochałam
Czy to nasze pożegnanie?

Przykro mi, że rozpada się Twój świat
Przez te noce, będę Cię obserwować
Połóż głowę i zaśnij
Gdyż mój szkrabie, to nie jest nasze pożegnanie
To nie jest nasze pożegnanie... - skończyłam ała zapłakana. - Napisałam tą piosenkę kiedy... zginęli moi rodzice. Wtedy ostatni raz widziałam się z bratem. Nie wiem gdzie jest i czy... czy jeszcze żyje. Byłam wtedy źrebieciem i... to wszystko zostawiło trwały slad we mnie. - powiedziałam podnosząc wzrok na ogiera i klacz. - Nigdy nie wiedziałam co z tym zrobić. Zapomnieć, zostawić za sobą, jakby nigdy się nie wydarzyło, zapomnieć o rodzicach, bracie... Czy pamiętać ich, isc z tym przez życie i... zemscić się. - powiedziałam patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.
- Ill... - zaczął Ulisses. - Tak mi przykro... ja... nie wiedziałem...
- Nie mogłes wiedzieć. - usmiechnęłam się smutno. - Niby skąd ? - Cete bez słowa przytuliła mnie mocno.
 - Jestesmy z tobą. - szepnęła.

<Ulisses ? Cete ?>>

sobota, 15 marca 2014

Od Caylitha C.D. Bliss


- Jak większość tutaj, jestem wojownikiem. W sumie tylko do tego się nadaję... - zwiesiłem głowę, ale zaraz uśmiechnąłem się - Panie tu tak same? Z tego co widziałem o tej porze kręci się tu pełno niebezpiecznych zwierząt.
Klacze dziwnie się na mnie popatrzyły. No tak, źrebakami nie były i umiały się same obronić. Błąd! Ale... jedna z nich roześmiała się. Nie wiedziałem o co jej chodzi, gdy coś boleśnie nie uszczypnęło mnie w nogę. Przestraszyłem się i przypadkowo Stalowymi Kopytami zgniotłem biednego raka. Wtedy już obie roześmiały się i padły na mokry piasek, nie potrafiąc się uspokoić. Ja parsknąłem. Tak, to z tej perspektywy mogło rzeczywiście wyglądać bardzo zabawnie. Dopiero kiedy dosięgnęła je ogromna fala przypływu opanowały się, z kolei ja zacząłem podśmiewać się pod nosem. W końcu wszyscy wyśmiali się.
- Może wracajmy? Rzeczywiście, jeśli przybędzie tu wataha wilków z niedźwiedziami na czele to za ciekawie nie będzie. - powiedziała Bliss, jeśli dobrze zapamiętałem. Jeśli dobrze usłyszałem przez śmiech to Cete skinęła głową na zgodę i klacze ruszyły kłusem w kierunku wyjścia z plaży.

<Cete? Bliss?>

Od Pandory C.D. Winter Wind

- Nic nie szkodzi. Powinnam być bardziej uważna - odparłam, a kąciki moich ust ponownie opadły. Zorientowałam się, że jestem cała mokra, a woda ścieka po mnie kroplami i wydając ciche pluskanie rozbija się o kamienie. Na moje szczęście słońce jednak radośnie przygrzewało, to też uznałam, że moja sierść już za niedługo będzie równie sucha, co przed kąpielą.
Razem z Winter Wind poszłyśmy na pobliską łąkę, by zaspokoić dręczący nas obie głód. Ja mimo tego, że wolałam pozostać w zacienionym miejscu, musiałam wystawić się na działanie promieni słonecznych i tam skubać trawę.
Szybko odprężyłam się spędzając czas na świeżym powietrzu i po zapełnieniu brzucha, postanowiłam zapewnić sobie trochę rozrywki. Zaczęłam więc swobodnie, powoli i skocznie galopować dookoła pastwiska, strzelając co jakiś czas w powietrzu baranka. Klacz przyglądała się z zainteresowaniem moim poczynaniom.
Gdy wreszcie wyładowałam całą moją energię, żwawym kłusem powróciłam do mojej towarzyszki, a ta patrzyła się na mnie zdziwiona. Cóż, musiałam przyznać jej rację - nawet ja nie spodziewałabym się po sobie takich zachowań na oczach innych koni.
- Jak widzę, całe to pływanie nie odebrało ci resztki sił - zaśmiała się siwka. Skinęłam jej głową, po czym wyłożyłam na miękkiej trawie. Wtedy wydała mi się ona niezwykle wygodna.
Leżałam tak z zamkniętymi powiekami, rozmyślając nad różnymi rzeczami. O mojej rodzinie, dawnym stadzie, wilkach… Nawet nie pamiętam kiedy Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia.
Obudziło mnie szturchanie Winter Wind, która wpatrywała się we mnie oczyma pełnymi nadziei. Nie wiedziałam o co jej chodzi, ale gdy rozejrzałam się dookoła, zrozumiałam. Gdzieś na drugim krańcu polany, młoda łania pędziła w pośpiechu, a u jej boku młode. W końcu znikły między drzewami, a niebo przeszyło jękliwe wycie.
- Może lepiej wracajmy - uznałam, a nie spotykając sprzeciwu klaczy, ruszyłyśmy galopem do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca. W międzyczasie słońce zaczynało ukrywać się za widnokręgiem.

<Winter Wind?>

Od Winter Wind C.D. Jackdew i Pandory

-Jackdew!-zawołałam za oddalającą się klaczą.
-Przepraszam cię-powiedziałam do Eclipe-Ale chyba za nią pójdę.
-Jasne-odparła uzdrowicielka z uśmiechem.
Wybiegłam z jaskini doganiając Jackdew. Był już wczesny ranek.
-To może spróbuję się przespać-stwierdziła Jackdew-Jestem dosyć zmęczona.
-Oczywiście. Idź. Tylko potem daj znać, czy preparat Eclipe na pewno działa-zaśmiałam się.
Klacz posłała mi delikatny uśmiech i zniknęła w jaskini.
Ja sama, nie mając co robić, skierowałam się w stronę kotliny. Lubiłam tam przebywać, zresztą, większość koni ze stada lubiła. Zawsze ktoś tam był. Było to naprawdę piękne miejsce. Szkoda tylko, że nie ma póki co nazwy. Cóż, będę musiała powiedzieć o tym Craft.
Po kilku minutach byłam na miejscu. Po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Jak to mój pomysł, nie zawsze dobry. Nie rozejrzałam się po miejscu. Cofnęłam się i z pełnego rozbiegu wpadłam w rzekę. Jak przyjemnie było patrzeć, jak woda rozbryzguje się na wszystkie strony! Jednak coś mi tutaj nie pasowało...
Zaraz dojrzałam w rzece klacz, którą wcześniej nie zauważyłam. Cała ociekała wodą, próbując dostać się na brzeg. Rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Uśmiechnęłam się szeroko na jej widok. Jakże śmiesznie to wyglądało!
-Wszystko w porządku?
-Tak, chyba tak - odparła klacz.
-Przepraszam-w końcu pozwoliłam sobie na głośny śmiech-Nie zauważyłam cię.
Próbowałam opanować swój śmiech. Klacz ze zdziwieniem patrzyła na mnie. Kiedy w końcu mi się to udało, powiedziałam:
-My się chyba jeszcze nie znamy. Ale należysz do stada, prawda?-nie czekając na odpowiedź, dodałam kolejną wypowiedź-Winter Wind.
-Tak, należę-klacz uśmiechnęła się nieśmiało-Pandora.
-Miło poznać. I jeszcze raz przepraszam za to-odwzajemniłam uśmiech.

<Pandora?>

Od Pandory

Poranne słońce pozostawiało na moim ciele przyjemne uczucie ciepła, a lekki, chłodny wiatr mierzwił moją grzywę i ogon. Kopyta głucho uderzały o podmokły, grząski teren, a chrapy wyłapywały zapachy lasu. W końcu pochyliłam głowę i zrobiłam kilka łyków wody, z czystego, górskiego źródełka.
Wiosna przynosiła ze sobą, jak z resztą zawsze, nową nadzieję. Od razu każdy odzyskiwał chęć do życia, znów czuł, że cały świat należy do niego. Była jednak to niezwykła pora roku, kiedy dużo rzeczy brało swój początek. Od małych, nieporadnych źrebiąt, po nowe, jaskrawo zielone listki na drzewach.
Udałam się do kotliny, którą sławiły oraz lubowały sobie konie z całego stada. Woda w tamtejszej rzece była czysta i orzeźwiająca, a nieodłącznym elementem tamtejszego miejsca był ciągły śpiew ptaków, kojący każdy umysł.
Powoli zanurzałam się w rwącym nurcie rzeki, który jednak nie powodował we mnie strachu. Byłam na tyle sprawna i silna, że potrafiłam oprzeć się prądowi wody. Brodziłam chodząc to w jedną, to w drugą stronę. Najdziwniejsze w tym było jednak to, że sprawiało mi to niezwykłą radość nawet, jeżeli na moim pysku nie gościł promienny uśmiech.
Wszystko było dobrze, gdy nagle tuż obok mojego ucha rozległo się stukanie o kamienie, a chwilę potem głośny plusk za moimi plecami. Nie jestem specjalnie odważną klaczą, to też wystraszyłam się nieco, a w efekcie poślizgnęłam się na owalnym kamieniu. Cała zniknęłam pod wodą, walcząc z nieobliczalnym żywiołem. Jakoś jednak odbiłam się kopytami od dna, moje chrapy wychyliły się ponad taflę i nabrały powietrza.
Mniej więcej dziesięć minut potem zmęczona wydostałam się na brzeg i obrzuciłam podenerwowanym spojrzeniem powód mojej „zabawy” w rzece. Okazała się nim klacz o intrygującej śnieżnobiałej maści, gdzieniegdzie „poozdabianej” czarnymi znaczeniami. Rozpoznałam w niej Bethę mojego stada – Winter Wind, to też w duchu skarciłam się za moją pochopną ocenę.
- Wszystko w porządku? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, chyba tak - odparłam nieśmiało.

<Winter Wind?>

Hawker Sea Hurricane “Hurricane”!

http://trakeny.info/wp-content/gallery/varie_luty-2012/romanoff-xx.jpg
Obrońca Alph

Od Ombre Cd. Cete

Podniosłam się z trawy. Próbował pomóc mi to zrobić jakiś ogier. Spojrzałam na klacz z dziwnym wyrazem twarzy.
- No co? Nigdy się tak nie bawiłaś?-zaśmiała się.
- Nie.-mruknęłam. Crafty przekrzywiła lekko głowę.
- Jak to? Każdy jak był mały to się bawił w gonitwę! - zawołała zaskoczona.
- Ja się nie bawiłam.- ucięłam. Nie miałam nastroju na zwierzenia. Nigdy nie miałam. Klacz kiwnęła głową. Chyba zrozumiała że moje dzieciństwo było inne.
- Nazywam się Aragon.-przedstawił się ogier.
- Ombre- mruknęłam w odpowiedzi. Ruszyliśmy w drogę do ich stada. Właściwie to teraz także moje stado.
- Z kąd pochodzisz? - zapytał Aragon.
- Z bardzo daleka.
- A dokładniej?-włączyła się Cete
- Z suchych stepów i prerii.- odparłam. Szliśmy chwilę w milczeniu. Po chwili odezwało się jedno z nich...

< Cete? Aragon ? >

Od Scypiona C.D Cete

Nadstawiłem uszu wlepiając wzrok w wodę. Tutaj nie była już tak samo przejrzysta, a to przez muł, który wzbiliśmy bawiąc się jak dwa źrebaki.
No i tak to się skończyło. Cudownie. Należę do Stada od kilkudziesięciu minut, a prawdopodobnie utopiłem klacz Alpha. Ciekawe kto mnie zabije, jej brat, może jakaś przyjaciółka?
- Cete! - krzyknąłem po raz kolejny. Wodziłem oczami w po całej tafli, ale ani śladu gniadej klaczy. Zacząłem modlić się w duchu, żeby tylko nic jej nie było.
Wszystko potem zdarzyło się bardzo szybko. Kto wie, czy nie ZA szybko. Najpierw na powierzchni pojawiło się kilka bąbelków, które natychmiastowo zniknęły. Później z wody, nie wiem jak, wystrzeliła Cete. Za nią zaatakowała mnie fala, która dosłownie mną zachwiała. W boku poczułem dość silne uderzenie, a następnie leżałem z głową pod wodą. Choć musiało minąć trochę czasu zanim to sobie uświadomiłem.
Po wynurzeniu ujrzałem rozchichotaną Crafty Thief. Odetchnąłem z ulgą na ten widok, utwierdzający mnie w przekonaniu, że nic jej nie jest.
- Wystraszyłaś mnie! - krzyknąłem z wyrzutem, choć nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Wiem przecież! - odparła w przerwach między szaleńczym śmiechem. - I to było takie zabawne! Gdybyś widział swoją minę...! - otworzyła buzię, a kąciki jej ust powędrowały w dół. Oczy wytrzeszczyła, a głowę odchyliła do tyłu. Po prostu komicznie. Wybuchnąłem równie głośnym śmiechem, co sama klacz.

(Cete? c:)

Od Ulisses'a CD Cete

"Ciekawe co chciała Bliss?" zapytałem sam siebie. Nadal patrzyłem w głąb morza. Rozmyślałem co spowodowało pożar. Z zamyślenia wyrwała mnie Love Illumination.
- O czym myślisz? - zapytała
- O przeszłości. O ty co mnie spotka i co mnie spotkało. - odpowiedziałem cicho.
- Ja nie patrzę w przeszłość. - w tym momencie wróciła Cate

Cate?Love?

Od Snow Pretty-CD Od Sutana

-W jaki sposób?- spytałam zaciekawiona jego historią
-Uwolniła nas jakaś dziewczyna i uciekłem z innymi końmi- powiedział.-Potem trafiłem tutaj- dokończył. Świeciło słońce, byłam pogodna.  Myślałam chwilę o jego historii.
-A ty jak tu trafiłaś?-spytał w końcu Opowiedziałam mu od początku do końca. Także o planowaniu zemsty na tamtego konia
-A co chcesz mu zrobić?-zapytał. Popatrzałam na niebo
-Hm....nie wiem jeszcze, ale kara będzie sroga-uśmiechnęłam się po czym spojrzałam na ogiera. Był to mustang. Gapiłam się tak przez chwilę
-To co robimy?- spytał ponownie po pewnym czasie
-Nie wiem, chodźmy na spacer- powiedziałam do niego i ruszyliśmy. Po dłuższej chwili milczenia zapytałam się
-Może coś zrobimy? Nie chcę mi się chodzić we tę i z powrotem- dodałam mijając po raz trzeci to samo drzewo.

Sutłan? Sory że tak długo

Od Pandory C.D. New Section'a

-Dobrze – odparłam, lecz tak cicho, że wręcz bezgłośnie.
Nastała grobowa cisza, która powoli wywołała u mnie uczucie skrępowania. Chcąc więc ją przerwać rozejrzałam się dookoła po uroczym lesie i postąpiłam krok po młodym mchu, który pojawił się całkiem niedawno.
- A posłańcem jest? – zwrócił ku mnie pytające spojrzenie.
- Pandora – odparłam, nieco się wahając. Przecież nie zdradzałam nikomu od tak swojego imienia, nawet, jeżeli był to brat przywódczyni.
- Moje imię już znasz, więc nie muszę ci się przedstawiać – odparł, a w jego głosie wyczułam nutę irytacji.
Westchnęłam i powolnym krokiem zaczęłam zmierzać ku innemu skrawkowi łąki, mniej narażonemu na „atak” słońca. W końcu pochyliłam głowę i zaczęłam leniwie skubać trawę.
Na popas poświęciłam dobre kilka godzin i o dziwo New Section również nie opuszczał łąki. Raz to się pasł, raz potarzał się chwilę, a raz położył i zaczął wpatrywać w niebo. Ja jednak nie miałam zamiaru przeszkadzać mu w jego rozmyślaniach.
Gdy słońce powoli zaczęło chylić się ku dołowi, przez co drzewa rzucały co raz dłuższe cienie, postanowiłam wreszcie znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogłabym w spokoju spędzić noc, a nie jak ostatnio być dręczona przez jakąś sowę.
Z ociąganiem poczęłam stępować wąską dróżką do lasu. Musiałam niestety przy tym znów minąć New Section’a. Cóż, jak trzeba, to trzeba.

<New Section?>

Od Cete cd Scypion'a

Zaśmiałam się. No, a jednak nie okazał się takim sztywniakiem, za jakiego go brałam. 10 punktów dla Scypiona!
Ogier wszedł do wody trochę niepewnie, ale ja nie zamierzałam pozostawić na nim jednej, suchej nitki. Rozpędziłam się do  szaleńczego galopu i, rozbryzgując wszędzie perliste krople wody, świecące w promieniach słońca niczym najszlachetniejsze diamenty, zatrzymałam się gwałtownie obok ogiera, który zaszarżował, odwracając pysk. Fala była potężna i objęła go prawie po czubki uszy. Teraz stał, niczym przemoczony kot perski, z miną które wyrażała jedynie niedowierzanie. Zamrugał oczami, a ja zamarłam z szerokim uśmiechem na pysku, czekając na jego reakcję.
-Nie daruję ci tego!- wybuchnął szczerym śmiechem, a ja wierzgnęłam w wodzie, po raz kolejny go ochlapując. Zaczęłam uciekać, ale potknęłam się i runęłam jak długa w wodę. Już miałam zamiar się wynurzyć, ale w mojej głowie narodził się szatański plan...
-Cete!- usłyszałam głos Scypiona zniekształcony przez wodę, ale słychać w nim było nutkę radości. Chwilę potem znowu zawołał moje imię, tym razem jednak słychać było niepokój.

<Scypion? :D>