wtorek, 18 marca 2014

Od Vernila Falashtain

Biegłem przed siebie łagodnym, melancholijnym truchtem. Był rześki, wczesny poranek, w sam raz na przechadzkę po łąkach. Świeże pąki kwiatów otulały słodkim zapachem. Nagle zatrzymałem się i zastrzygłem uszami. Wyczuwałem konie, a dokładniej wiele koni… Ciężko było stwierdzić zagrożenie, czy ewentualny brak zainteresowania mą osobą z ich strony. Nieco ostrożniej stawiając kopyta, skręciłem lekko w prawo by niepostrzeżenie rozpłynąć się w lesie. Powietrze było tu wyjątkowo czyste, a drzewa zielone. ‘Śliczne tereny’ przemknęło mi przez myśl. Słońce wzeszło już nad widnokrąg i lekko ciskało w polanę swoimi ciepłymi promieniami. Jakaś chmara ptaków zerwała się z pobliskiego drzewa, szaleńczo trzepocząc przy tym swoimi skrzydłami.
- Dzień dobry! – usłyszałem za sobą nieznany głos, prawdopodobnie należący do klaczy. Serce mi zamarło. W miejscu odwróciłem się do tyłu. Zrobiłem wielkie oczy po czym skinąłem odrętwiałą głową. ‘Klacz?! Klacz?! Nic lepszego nie mogło mi się trafić…’ oddychałem głośno.
- Mh – wydusiłem z siebie. Zrobiłem niepewny krok w tył.
- Należysz do stada? – brzmiało pytanie. Przekrzywiłem głowę i wydałem z siebie przeczące mruknięcie, co miało znaczyć, że nie. Miałem głuchą nadzieję, że nieznajoma rozumiała mają dziwną mimikę i, że wkrótce wydarzy się cud, który uwolni mnie z szpon tego dialogu albo hm, monologu.
- W takim razie możesz dołączyć – posłała mi pogodny uśmiech. Nigdy nie zrozumiem kobiet… - Oczywiście, jeśli chcesz – dodała trochę mniej śmielej. Stałem w milczeniu, nic nie odpowiadając. Zastanawiałem się nad dołączeniem od pewnego czasu, ale w stadzie są konie, KONIE, z którymi trzeba konwersować. Spojrzałem na klacz; czekała cierpliwie, co zdarza się małej ilości osobnikom.
- Ehm – jęknąłem, czując, że ta sprawa mnie przytłacza. Ze zrezygnowaniem kiwnąłem głową, opuściłem pysk i zacząłem przyglądać się rosnącej trawie. Fascynujące.
- Cieszę się – odparła i dała mi znak bym udał się za nią. Weszliśmy w gąszcz pnących się krzewów i krzaczków. W lesie panowała przybijająca, grobowa cisza. Słychać było jedynie trzask złamanych gałązek, na które stawaliśmy oraz sporadycznie, skrzeczenie jakichś ptaków. Mimo, iż była to wiosna, liście lekko wirowały w powietrzu, układając się na leśnej ściółce.
- Cóż… nazywam Winter Wind – zaczęła klacz, przerywając milczenie. Nie szedłem obok niej a lekko  z tyłu, więc musiała odwracać do mnie głowę. – A ty?
Czułem, jak zaraz odbierze mi mowę (zresztą zachowywałem się tak, jakbym jej nie miał, nie wiem czy to by coś zmieniło, ale…). Jeszcze przed chwilą moim pragnieniem było ruszenie się z miejsca, gdyż ‘stanie i rozmawianie’ było dla mnie nieco krępujące. Teraz czułem, że wszystko wychodzi na jedno i to samo.
- Vernilo Falashtain – mruknąłem.
- Jej, to na razie najwięcej co powiedziałeś – zaśmiała się serdecznie, lecz umilkła widząc mój skwaszony pysk. Istotnie, wyglądałem jakbym właśnie połknął cytrynę. ‘Ponieważ tak się składa, iż nie lubię konwersować’ nasuwało mi się na język, jednak jakoś nie przeszło przez wargi.
- Jesteśmy! – rzekła dumnie klacz i nawet próbowała się uśmiechnąć, jednak wiedziałem, że chciała dodać ‘nareszcie’. Szliśmy przez gładko rozciągającą się łąkę, na której uboczu znajdowały się skaliste jaskinie. Mijało nas sporo koni. Rozglądałem się dookoła, stłamszony ich widokiem. Wsunęliśmy się w największą.
- Witaj Cete! – przywitała się Winter Wind i spojrzała na mnie. – To jest alfa, Crafty Thief – wyjaśniła. W wejściu stała gniada klacz z uniesioną głową i uśmiechem, aczkolwiek trochę za mało poważnym jak na kogoś, kto jest alfą. Pragnąłem by był to sen, żebym się obudził na pustej polanie, sam jeden.
- Cześć Bliss – uśmiechnęła się szeroko i przydreptała do nas. – Nowy koń? Serdecznie witamy cię w stadzie! – oznajmiła wesoło zwracając się do mej osoby.
- Dziękuję – sapnąłem. – Jestem Vernilo Falashtain – dodałem trochę sztucznym tonem głosu, ponieważ obyczajowe zaczęcie rozmowy graniczyło u mnie z cudem.
- Może pozwiedzasz tereny, hm? – zaproponowała alfa. - Bliss? – popatrzyła się wyczekująco na Winter Wind.
- W porządku, nie mam nic do zrobienia, więc mogłabym cię oprowadzić – westchnęła klacz, ponieważ znała mnie już na tyle dobrze by orzec jak będzie wyglądał jakikolwiek dialog bądź zwyczajna odpowiedź; ‘echm’, ‘yyy’ i ‘ ahm’. Gdy tylko wyszliśmy z jaskini, zebrałem w sobie wszystkie siły i wyjęczałem:
- Pani, mógłbym pobyć sam? Nadmiar towarzystwa mi szkodzi.

(Winter Wind, dokończysz? Ta, Vernilo jest bardzo oryginalny xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz