- Nic nie szkodzi. Powinnam być bardziej uważna - odparłam, a kąciki
moich ust ponownie opadły. Zorientowałam się, że jestem cała mokra, a
woda ścieka po mnie kroplami i wydając ciche pluskanie rozbija się o
kamienie. Na moje szczęście słońce jednak radośnie przygrzewało, to też
uznałam, że moja sierść już za niedługo będzie równie sucha, co przed
kąpielą.
Razem z Winter Wind poszłyśmy na pobliską łąkę, by zaspokoić dręczący
nas obie głód. Ja mimo tego, że wolałam pozostać w zacienionym miejscu,
musiałam wystawić się na działanie promieni słonecznych i tam skubać
trawę.
Szybko odprężyłam się spędzając czas na świeżym powietrzu i po
zapełnieniu brzucha, postanowiłam zapewnić sobie trochę rozrywki.
Zaczęłam więc swobodnie, powoli i skocznie galopować dookoła pastwiska,
strzelając co jakiś czas w powietrzu baranka. Klacz przyglądała się z
zainteresowaniem moim poczynaniom.
Gdy wreszcie wyładowałam całą moją energię, żwawym kłusem powróciłam do
mojej towarzyszki, a ta patrzyła się na mnie zdziwiona. Cóż, musiałam
przyznać jej rację - nawet ja nie spodziewałabym się po sobie takich
zachowań na oczach innych koni.
- Jak widzę, całe to pływanie nie odebrało ci resztki sił - zaśmiała się
siwka. Skinęłam jej głową, po czym wyłożyłam na miękkiej trawie. Wtedy
wydała mi się ona niezwykle wygodna.
Leżałam tak z zamkniętymi powiekami, rozmyślając nad różnymi rzeczami. O
mojej rodzinie, dawnym stadzie, wilkach… Nawet nie pamiętam kiedy
Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia.
Obudziło mnie szturchanie Winter Wind, która wpatrywała się we mnie
oczyma pełnymi nadziei. Nie wiedziałam o co jej chodzi, ale gdy
rozejrzałam się dookoła, zrozumiałam. Gdzieś na drugim krańcu polany,
młoda łania pędziła w pośpiechu, a u jej boku młode. W końcu znikły
między drzewami, a niebo przeszyło jękliwe wycie.
- Może lepiej wracajmy - uznałam, a nie spotykając sprzeciwu klaczy,
ruszyłyśmy galopem do jakiegoś bezpieczniejszego miejsca. W międzyczasie
słońce zaczynało ukrywać się za widnokręgiem.
<Winter Wind?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz