wtorek, 18 marca 2014

Od Pandory C.D. Section'a

Serce biło jak szalone, dech gwałtownie przyspieszył, czułam się jakby kawałek przed chwilą spożywanego jabłka utknął mi w gardle. Czułam jednocześnie strach ale i podziw wobec Section'a, który przed chwilą zniknął galopując pomiędzy drzewami.
I po co, głupia, zaczęłaś o tym mówić. Po takim ponuraku nie mogłaś się spodziewać innej reakcji. Ale mimo wszystko, jednak było w nim coś intrygującego.
***
Moje kopyta zatapiały się w błocie, którego z każdą chwilą przybywało dookoła mnie. Po niewielkim, rzadkim deszczyku rozpętała się prawdziwa ulewa. Ogromne krople raz po raz rozbijały się o moje ciało, ale i tak już byłam przemoknięta oraz lała się ze mnie woda.
Przez cały czas zastanawiałam się co teraz robi Section. Pewnie teraz będzie pałał do mnie raczej niechęcią, aniżeli tym, czym przedtem. Ale o dziwo odczuwałam potrzebę go przeprosić, a także powiedzieć mu o tym, że ja też bardzo cierpiałam po stracie rodziny. Nawet bardziej niż on.
Wałęsałam się tak po okolicy długo, dopóki gdzieś spomiędzy liści nie wyłonił się znany mi kształt. Nad sporej wielkości kałużą stał Section, nachylając nad nią głowę i uważnie wpatrując się w swoje odbicie.
- Czego chcesz? - mruknął. Najwyraźniej musiał mnie usłyszeć, kiedy się zbliżałam.
- Niczego - odrzekłam, ale chwilę potem się zawahałam. - A tak właściwie, to chciałam cię przeprosić za tamto. Powinnam się domyśleć, że to dla ciebie drażliwy temat.
Zapadła cisza. Oboje milczeliśmy, a dla mnie atmosfera stała się nieco krępująca.
- Jednak chciałam ci powiedzieć, że nie tylko ty ucierpiałeś z powodu rodziców - zaczęłam po chwili stanowczym i pewnym siebie tonem. Nie czułam teraz zawahania, strachu... Chciałam pokazać mu, że nie może myśleć tylko o sobie. - Straciłam ich i to w momencie, w którym najbardziej byli mi potrzebni. Potem jeszcze mój brat... Cierpiałam bardziej niż ty! - dodałam podniesionym, pełnym przejęcia tonem.
Section nadal milczał. Miałam wrażenie, że za chwilę wybuchnie niczym wulkan uśpiony od wieków.
- Ty przynajmniej masz Crafty Thief - szepnęłam, lecz na tyle głośno, by ogier mnie usłyszał. - A ja nie mam nikogo.
Potem bez słowa odeszłam powolnym krokiem, aczkolwiek czułam, że już nic nie leży mi na sercu. Powiedziałam to co myślałam. Nawet jeżeli było to dość aroganckie z mojej strony, to nie mogłam pozwolić, by brat Alphy brał pod uwagę tylko i wyłącznie swoje problemy i swoje cierpienie. Jeżeli już się ze mną zaznajomił, to niech wie, że ja również się liczę.
Wędrowałam aż do nastania nocy. Ułożyłam się na niewielkim klifie, po czym zaczęłam tęsknie spoglądać w niebo rozmyślając o temacie, który od "kłótni" (jeżeli odebrałam to tak, jak powinnam), czyli mojej rodzinie.
Nagle tuż za sobą usłyszałam głuche stąpanie, po czym ciężkie westchnięcie.

<Section? A ja mam Zorzę Polarną :3 Tylko na razie nie ma odpowiedniej okazji xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz