czwartek, 13 marca 2014

Od Scypiona

Już tylko kilka kroków, Scypek, dasz radę, na pewno dasz radę. – Ostatnio karmiłem się tą złudną myślą coraz częściej. Czy to podczas dzikiej ucieczki przed drapieżnikiem, czy podchodząc pod skaliste zbocze, takie jak to. Trawa dawno już zniknęła z pod moich kopyt, pozostawiając po sobie jałową ziemię i parę kamieni porozrzucanych dookoła. Byłem wyczerpany, a trzeba wiedzieć, że rzadko kiedy byłem w tak opłakanym stanie. Cała sierść posklejana była od potu, nogi wybrudzone aż po kolana, boki poharatane przez pnącza, którymi się broniłem… Cóż, bynajmniej nie mogłem narzekać na nudę.
Po raz kolejny zaczerpnąłem rozrzedzonego powietrza w płuca. Położywszy uszy po sobie zrobiłem parę kolejnych kroków naprzód, aby zbliżyć się do samego wierzchołka góry. Gaz uciekł z mojej piersi pod postacią białej chmurki, na widok, który ujrzałem w dole. Wschodzące słońce rzucało na dolinę różowopomarańczową poświatę. Roślinność nabierała zielonego koloru, a woda w dole wydała się być szklanym zwierciadłem. Jak scena z jakiegoś filmu o magicznych wróżkach i tym podobnych sprawach. Naturalnie, ziemia nie mogła pozostać niezamieszkana, już z tej odległości mogłem dostrzec sylwetki koni. Westchnąłem cicho na ten widok.
- Nie możesz już zawsze uciekać, Scypionie – rzekł głos za mną. Wywróciłem mimowolnie oczami, choć dobrze wiedziałem, że Apollon chciał dla mnie jak najlepiej.
- Naturalnie. Masz racje, aczkolwiek nie chcę narażać innych koni na niebezpieczeństwa, które łączą się z moją osobą. – Prychnąłem w odpowiedzi, odrzucając grzywę na bok.
- I tu muszę cię zmartwić, mój drogi. Stado to jest niezwykłe, zapewni ci odpowiednie bezpieczeństwo, a i ty możesz się tam wykazać. Przemyśl to, Scypionie, lepszej opcji nie znajdziesz.
Odwróciłem łeb, chcąc rozmawiać z bogiem twarzą w twarz, jednak tego już nie było. Dobra, dobra, on jeszcze wróci. Zawsze wraca… I niestety równie często ma racje. W tym przypadku musiałem mu zaufać, z resztą - jak zwykle.
Puściłem się szaleńczym galopem przed siebie, pędząc na spotkanie z czymś zupełnie nowym i jeszcze nieodkrytym. Niepokój zaczął zmieniać się w ciekawość, a ta w zniecierpliwienie, jak długo musiałem biec, aby móc spotkać się z nadzieją?
- A ty gdzie tak pędzisz? – o mały włos. Dosłownie tyle dzieliło mnie od zderzenia z gniadą klaczą. Zatrzymałem się, mocno uderzając kopytami w ziemię, co z kolei wzbiło tumany kurzu.
- Trudno stwierdzić. – Odparłem bacznie jej się przyglądając. Intruz zlustrował mnie wzrokiem od kopyt po sam czubek nosa, przechylając przy tym nieco głowę.
- My się chyba nie znamy, prawda? – ściągnęła brwi i przymrużyła oczy, a usta zacisnęła, teraz tworzyły jedną cienką linię. Parsknąłem śmiechem na widok tej miny.
- Istotnie. Scypion – przedstawiłem się uchylając nieco głowę, każda dama zasługuje na okazanie jej szacunku, a intuicja podpowiadała mi, że mam do czynienia z kimś ważnym. Ważnym w tym stadzie.

(Crafty Thief?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz