niedziela, 9 marca 2014

Od Jackdaw

Promienie słoneczne muskały delikatnie mój pysk napawając mnie przyjemnym ciepłem. Z cichym westchnięciem zebrałam się z nagrzanej ziemi ,wstając na równe nogi. Po mimo tego ,że już od dawna towarzyszyło mi Słońce wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do jego ciągłej obecności. Co krok opanowywał mnie lęk ,że za chwilę upragnione ciepło zniknie ,rozpłynie się. Tutejszy klimat rozpieścił mnie. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać w mroźne góry ,choć w głębi duszy tęskno mi było za śniegiem i lodem. Do tej krainy przybyłam na wiosnę ,toteż nie mam pojęcia jak wygląda tu zima. Mam cichą nadzieję ,że nie jest tak ostra jak te ,które znałam.
Nieco zaspana i wciąż nie w pełni przytomna otrzepałam się z kurzu i ziemi. Łąka ,na której się zatrzymałam lśniła od rosy. Kropelki wody skrzyły na delikatnych kłosach traw i listkach rosnącego kwiecia. Zachwycona tym widokiem ,uśmiechnęłam się leciutko. Uwielbiałam wiosenne poranki ,a tutaj są jeszcze piękniejsze niż te w górach. Ba! nie ma tu nawet co porównywać. Przez kilka chwil stałam urzeczona pięknem polany ,po czym powoli ruszyłam przed siebie. Wysokie tymotki łaskotały mnie po brzuchu ,a wkrótce całe nogi miałam mokre. W miarę możliwości starałam się znaleźć jakąś ścieżkę. Już od jakiegoś czasu zauważałam ślady innych zwierząt w tym także koni. Z tego co zdążyłam zaobserwować nie ma ich dużo. Tak do trzech-czterech. Szkoda tylko ,że jeszcze ich nie napotkałam.
Skierowałam się na wydeptaną jelenią dróżkę. Ścieżyna kluczyła wśród drzew tworząc szeroki zakola i łuki. Widać wśród tutejszej fauny przodują także i drapieżniki. Energicznym kłusem pokonywałam kolejne metry ,uważnie wsłuchując się w odgłosy lasu. Z uwagą śledziłam również zmiany zachodzące we florze. Im głębiej się zapuszczałam tym rośliny stawały się różniejsze. Z czasem typowy brązowy kolor kory zastępowały białe i szare odcienie. Zielone liście nagle przebarwiły się na jasno-czerwoną barwę. Coś podpowiadało mi ,że to miejsce nie jest zwykłe. Odnosiłam niezwykle silne wrażenie ,że zima nigdy tu się nie zapuściła. Panowało tu przyjemne ciepło ,niezmienne już od wielu stuleci. Temperatura na pewno nie posiadał tu szalonych amplitud.
Skrzywiłam się lekko ,gdy pod moim kopytem zaszeleściły zeschłe liście. Z napięciem rozejrzałam się wokół. Las był niepokojąco cichy i spokojny. Nie bałam się wilków ,nie miałam jednak ochoty z nimi walczyć.
Spięta i naprężona niczym cięciwa łuku wsłuchiwałam się w odgłosy lasu. Jakieś stworzenie zbliżało się w moją stronę. Z daleka czułam ,że nie jest mi przyjaźnie nastawione. Wśród drzew zamajaczył potężny kształt. Niedźwiedź ,pomyślałam ze zgrozą.
Drapieżnik chyba jeszcze mnie nie zauważył ,wystarczą jednak tylko sekundy by zwrócił na mnie uwagę. Powoli wślizgnęłam się za drzewa uważnie śledząc ruchy niedźwiedzia. Gorączkowo zastanawiałam się co zrobić. Jedyna nadzieją wydawała mi się ucieczka. Walka z takim przeciwnikiem nie miała by zbyt wielu szans na powodzenie. Szybko wytyczyłam sobie trasę ucieczki ,starając się jak najmożliwiej utrudnić bieg. Dla mnie skały i korzenie nie były problemem ,niedźwiedź miałby z tym jednak wiele trudzenia się.
Uspokoiłam oddech i wyprułam do przodu cwałem. Jedna szansa. Niedźwiedź nie zdoła nadrobić dystansu. Mój krok był pewny ,wyważony. Nie obawiałam się skał. Skokiem pokonałam jakieś gruzowisko. Za sobą usłyszałam ryk. Zauważył mnie ,ale teraz już nic nie zdziała. Z ulgą pokonałam jeszcze kilka trudniejszych dróżek po czym zwolniłam. Daleko za mną majaczyła sylwetka niedźwiedzia. Zwierz parskał i kręcił się niespokojnie ,niezadowolony ,że jego ofiara zdołała mu umknąć. Demeter nade mną jednak czuwa.
Po kilkunastu przegalopowanych metrach przeszłam w kłus i stęp. Niedaleko widniał już wylot z lasu. Odnalazłam wydeptaną ścieżynę i truchcikiem zmierzałam do wyjścia. Puszcza wychodziła na otwarty teren. Gęsto porośnięta trawą polana nosiła ślady bytności koni. Poczułam cichą nadzieję ,że w końcu uda mi się kogoś spotkać. Przystanęłam niepewnie przy skraju ,przyglądając się łączce. W pobliżu przy niewielkiej rzeczce stało kilka koni. Chyba jeszcze mnie nie spostrzegły. Przejęta nagłą nieśmiałością chciałam wycofać się w las ,gdy nagle jeden na mnie spojrzał. Zastygłam w miejscu.

<dokończy ktoś? c;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz